252
nie miał później jeszcze dwa zmodernizowane wydania (Manci-niego w r. 1908 i Pellegriniego w 1911), te jednak nie były mi dostępne. W cytatach pozostawiam bez zmian wszystkie osobliwości i niekonsekwencje ortografii.
Traktat o rodzinie pisany jest w formie rozprawy między ojcem a pięcioma synami. W wersji, z której korzystamy, ojciec nazywa się Agnolo. W innych występuje zwykle jako Gianozzo. Jest to człowiek starszy, który przemawia do dorosłych, na ogół żonatych już synów, objawiając szacunek raczej dla doświadczenia życiowego niż dla uczoności. Niektórzy uważają, że do tego portretu pozował Albertiemu jego dziadek, dla którego żywił jakoby znaczny sentyment. Chociaż ten rys przekładania życiowej wiedzy nad książkową nie odpowiada obrazowi, który mamy o samym autorze traktatu, sądzimy jednak, że można na ogół bez większego ryzyka przypisać autorowi poglądy, które włożone są w usta Agnola.
Słowo famiglia, jak na to już zwracano uwagę, z wielkimi tylko zastrzeżeniami tłumaczyć można przez „rodzina”. To raczej „ród”, tak jak wtedy, gdy się mówi o Pizzich, Strozzich czy Medicich. Gdy z kolei mowa o jamigli w pewnym przekroju czasowym, przypomina się tzw. wielka rodzina. Rodzina bowiem, o której pisze Alberti i którą łączy wspólny dom, to nie tylko rodzice, dzieci i ich potomstwo, ale także ewentualni siostrzeńcy, bratankowie, służba domowa i niewolnicy. Za mieszkaniem pod jednym dachem przemawiają nie tylko związki uczuciowe, ale także względy prestiżowe (liczebność rodziny ma wpływ na jej poważanie — la copia degli uomini fa la famiglia pregiata; s. 101), wzgląd na bezpieczeństwo domu, a wreszcie i względy organiza-cyjno-oszczędnościowe. Przy wspólnym ogniu ludzie ogrzewają się lepiej, niż gdyby go mieli dzielić. Oddzielne posiłki wymagają podwójnej liczby służby. Dwa stoły — to dwa obrusy. Toteż „nigdy bym się nie godził, byście mieszkali pod innym dachem” — mówi ojciec do synów zastrzegając się właśnie w tym punkcie, że przemawia raczej jako człowiek praktyki niż jako uczony (come uomo piuttosto pratico che litterato; s. 102).
0 Wiadomości o tle społecznym i politycznym epoki zawdzięczam przede wszystkim pracy F. A n t a 1 a: Florentine Painting and its Social Back-ground (London 1947 Kegan Paul), która oświetla te sprawy w sposób nowoczesny i interesujący.
Rodzina mieszkać ma pod miastem, w willi. Domu nie należy wynajmować. Raczej mieć własny, a najlepiej przez siebie samego zbudowany (tu przemawia przez autora architekt). Dom musi być wspaniały. Musi być ozdobą otoczenia. Wybrać nań należy piękne miejsce z wesołym widokiem i dobrym (w sensie klasowym) sąsiedztwem. Duży nacisk położony na estetyczne walory pejzażu i higieniczne warunki mieszkaniowe. Troska o zdrowotność pozostaje niewątpliwie pod sugestią strasznej zarazy, którą Alberti przeżył i której nigdy nie zapomniał. Willa musi być otoczona posiadłością ziemską takich rozmiarów, by dom uczynić gospodarczo samowystarczalnym. Oprócz domu i posiadłości ziemskiej (casa e possessione) związana jest jeszcze z rodziną bottega. Trudno oddać ten termin przez jego dzisiejszy odpowiednik, tj. „sklep”. Jest to raczej przedsiębiorstwo — w tym wypadku wytwórnia wełny albo jedwabiu. Agnolo zaleca szczególnie produkcję tych dwóch artykułów (lavorare lane o seta). To robota pewna, nie ciężka, zatrudniająca wiele rąk i stąd użyteczna. W rodzinie opisywanej przez Albertiego mamy do czynienia z tkaniem wełny zgodnie z ówczesną tradycją Florencji, która stała się ośrodkiem przemysłu jedwabniczego dopiero później6. Powszechnie wiadomo, jak bardzo bogactwo Florencji było w owym czasie mocno związane z tą produkcją. Wedle informacji historyków ówczesnego życia gospodarczego surowiec wełniany rozdawało się po domach do tkania i farbowania metodą chałupniczą. Alberti sporo mówi o roli pośredników, tzw. jaltori, w organizacji tej produkcji. Prawdopodobnie trudnili się oni zakupem surowca, który — jak wiemy skądinąd — sprowadzano często do Florencji aż z Brytanii, rozmieszczaniem go u chałupników, a pewnie i sprzedażą gotowego już produktu.
Stosunki panujące w domu układają się patriarchalnie. Głos mają przede wszystkim starsi. Synowie przemawiają zawsze do