czas bez powodzenia, ciągle odbierali jacyś ludzie, którzy informowali mnie, że Agnieszka właśnie zbiera materiał do kolejnego artykułu i nie ma jej w redakcji. Za którymś razem powiedziałam sobie: ostatnia próba! Jeśli teraz nie odbierze, daję sobie spokój, biorę kolejny list do ręki i zaczynam działać. Los jednak chciał, że odebrała. A kiedy się wreszcie spotkałyśmy... może to wyda się zaskakujące, ale zachwytu nie było. Krótko mówiąc: nie zaiskrzyło.
Agnieszka: Dużo później Małgosia wyznała, że jej zdaniem wyglądałam, jakbym wyszła z poprawczaka, ze względu na moje krótko obcięte włosy. Z kolei ja w tamtym momencie zobaczyłam taką niedojrzałą osóbkę. I taki był nasz mało romantyczny początek. W każdym razie spod kantoru wyruszyłyśmy do herbaciarni, której teraz już nie ma. Szkoda...
Małgosia: Poszłyśmy na herbatkę, a ponieważ mieszkałam niedaleko, zaprosiłam Agnieszkę do domu. Posiedziałyśmy, pogadałyśmy, odprowadziłam ją na dworzec i pojechała. Chyba obydwie długo się zastanawiałyśmy, czy coś z tego będzie. Potem było wiele rozmów telefonicznych, następne spotkanie okazało się cieplejsze i następne...
Agnieszka: Tak naprawdę trochę to trwało, zanim zaangażowałyśmy się obie emocjonalnie. Seks to nie wszystko.
Nasze narzeczeństwo trwało 2 lata i po tym czasie spotykania się w różnych miejscach to tu, to tam, podjęłyśmy decyzję o poważnym związku. Kupiłam kawalerkę, razem się do niej wprowadziłyśmy.
Małgosia: W jakimś sensie ten początek był najtrudniejszy. Kiedy tu przyjechałam, byłam na ostatnim roku studiów, w trakcie pisania pracy magisterskiej. Od września poszłam do pracy, którą Agnieszka mi znalazła (przez te wszystkie lata uczę w tej samej szkole), ale przez kilka miesięcy byłam u niej na garnuszku. Mój tata stracił wtedy pracę, nie mógł dawać mi pieniędzy. Rodzice zresztą wywierali na mnie presję, żebym wróciła do domu. Było mi naprawdę ciężko - z jednej strony naciski z domu, a z drugiej poczucie braku euforii ze strony Agnieszki: „Hurrra, zamieszkamy w jednym pokoju!”
(^Agnieszka: No tak, byłam przyzwyczajona do niezależności i nagle ktoś pojawił się w moim domu. Ale moja dorosłość pomogła w poukładaniu tego wszystkiego. Gdybyśmy się poznały 10 lat wcześniej, w ogóle nie umiałabym pójść na pewne kompromisy. Rodziców postawiłam przed faktem dokonanym. Pomyślałam, że jeśli nie zaakceptują mojego wspólnego życia z Małgosią, to najwyżej nie będę się z nimi kontaktować. Oni na pewno wiedzieli, kim jestem - po tym, jak żyłam wcześniej i jak się zachowywałam, chociaż nigdy nic nie zostało powiedziane wprost, do dziś nie doszło do żadnej szczerej rozmowy na ten temat. Miłość rodzicielska potrafi jednak pokonać niechęć.
Małgosia: Rodzice Agnieszki od dawna traktują mnie jak członka rodziny, chociaż rzeczywiście żadnej rozmowy na drażliwe tematy nie było. W moim domu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, można powiedzieć: paradoksalnie inaczej. Moja mama była mężatką, ale czuła zawsze inklinację do kobiet. Kiedy miałam jakieś 12 lat, jej przyjaciółka, która pracowała w teatrze i była od mamy starsza o 13 lat, właściwie z nami zamieszkała. Mama, która wcześniej niezbyt o siebie dbała, nagle zaczęła się stroić, zakładać wysokie obcasy.
Przechodziłam wtedy różne ambiwalentne fazy: z jednej strony byłam zła z powodu całej sytuacji (tata bardzo moją mamę kochał), z drugiej świadoma uroku, który ta kobieta wniosła do naszego domu. Wysoka, szczupła, elegancka. Pojęłam, że dla mnie jest kimś w rodzaju cioci i ponieważ inne formy bliskości z nią były niemożliwe, czasami snułam wizje, jak opiekuję się nią na starość. Byłam nią szalenie zafascynowana, ale potrafiłam też trzasnąć drzwiami i krzyknąć, żeby się wynosiła.
Tak więc w odpowiednim momencie mama właściwie odczytała moje skłonności, co nieoczekiwanie okazało się problemem. Dla niej kłopot nie tkwił w tym, że wybrałam kobietę, ale że wybrałam Agnieszkę.
Agnieszka: To prawda, bardzo się nie lubimy.
Małgosia: Moja mama po prostu nie lubi ludzi. Mam wrażenie, że niezależnie od tego, z kim bym była, z mężczyzną czy z kobietą, ta osoba byłaby dla mamy najgorszym wrogiem. No, ale w tej chwili mam tylko mamę. Tata, z którym się lepiej dogadywałam, zmarł 4 lata temu. Pół roku temu zmarła owa przyjaciółka mamy, którą zresztą do końca się opiekowałam. Nie mam rodzeństwa. Są takie momenty w życiu, kiedy brakuje krewnych.
Agnieszka: Długo mnie ukrywałaś. Twoja babcia zmarła w świadomości, że mieszkasz w tym mieście z niejakim Piotrem.
Małgosia: Babcia była bardzo religijna, nie było sensu czegoś takiego mówić. Nawet przed mamą zmieniłam Agnieszce personalia - imię i adres - bo kiedy byłam w poprzednim związku, na różne sposoby mi groziła. Chciałam Agnieszkę ochronić. Mama nie była zrównoważoną osobą, a tata się po prostu do tych spraw nie mieszał.
6'