było w opotycjT względem tego co nowe i obce, wyślizgiwało się z oświcceniowo-liberalnego porządku wartości kojarząc się z wyobrażeniem rasowych cech słowiańskiego szczepu, poświadczonych przez dziejową tradycję. Ten ledwie uchwytńy w piśmiennictwie proces przesuwania się pól semantycznych został wreszcie pochwycony w sieć preromantycznej filozofii historii, której idee w kraju wydziedziczonym trafiały na szczególnie chłonną glebę. Rdzeniem tej filozofii było odczucie, że naród jest organicznym związkiem pokoleń, a nie spółką, której ustaWy można dowolnie zmieniać, choćby w najlepszej intencji19 Promienna przyszłość narodowych swobód i zbratania ludów była obietnicą abstrakcyjną, kształt miała nieodgadniony, a ziszczenie niepewpe—Przeszłość, przeciwnie, nawet dla tych, którzy jej znać "Opamiętać nie mogli, była namacalna, można ją było opowiedzieć, przeżyć i odzyskać jako wspólny skarb czasu i w niej odnaleźć się narodem. Romantycy znakomicie wychwytywali ten nastrój i potrzebę, dawali jej wyraz, tym lepsi psychologowie, im mniej byli ideologami.
ideblogom i uczonym czasów stanisławowskich Maurycy Mochnacki taką przemyślną pisał pochwałę: „Przywrócili mowie ojczystej dawny polor, umiejętnościom dawną wziętość, prawdę dziejom, wstręt ku uprzedzeniom i zabobonom. Śmiałą ręką stawiali gmach ówczesnej cywilizacji. Byli to wielcy reformatorowie z wielu miar, zaszczepcy nieznanych pojęć. I-..] Ale także każdy to z nami przyzna, bo tego nie możem zataić przed samemi sobą, że ci mężowie cale nową rzecz stworzyli”. I te ostatnie słowa podkreślił. A to już nie była pochwala. Stworzenie rzeczy „cale nowej” było naganne, od tego się wszystko zło zaczęło — zatrata tożsamości: „z obcej ziemi, spod obcego nieba rozrzucali w Polsce pełną garścią wyobrażenia i pojęcia na kształt postronnej monety, nieznanym stęplem cechowanej. Ta moneta chyżym krążyła obiegiem. Z obcemi wyobrażeniami, z obcem rozumieniem wcisnęły się do nas obce uczucia i zwyczaje. Nic prawie - dawnego nie ostało się... Zmieniono stroje, szaty. Po większej części wzmogliśmy się w cudzą iściznę. Wszystko było postronne: kształt, postawa i ułożenie**40.
~~ * Zob- ]. Szacki, Ojceytna — naród — rewolucja, Warszawa 1962, a. 127— 131.
Z artykułu o Woroniczu, „Kurier Polski” 1830. cyt. w|: M. Mochnacki, Pisma pa ras piereotey edycją obj<K, aryd A. Śliwiński, Lwów 1910, *.229. Przytoczony ustęp z drobnymi tylko zmianami znalazł się *«* 42 W dziele O literaturze polskiej • wieku dsieniętrattym.
Ten sąd stał się prototypem licznych w romantyzmie polskim wypowiedzi odsądzających od narodowości cywilizatorskie dzieło Oświecenia: nie dlatego, że złe samo w sobie, lecz że nowe i obce, nie wyrastające organicznie z rodzimego gruntu. Krytyk pamiętał oczywiście, iż grunt ten przed Oświeceniem był już jałowy i wydawał coraz lichszy plon. Ale bo też ^naprawdę nie szło tu o ocenę tej albo innej formacji kulturalnej — sarmatyzmu czy Oświecenia — lecz
0 samą zasadę dojrzewania narodu, który po to, by przetrwać, musi „uznać samego siebie w jestestwie swoim”, to znaczy pojąć swoją odrębną od innych indywidualność: to zaś, zdaniem Mochnackiego, osiągnąć mógł tylko przez uobecnienie sobie swej tradycji, swego niepowtarzalnego życiorysu41.
Im gęstsze i pospolitsze stawały się międzynarodowe kontakty potęgujące dyfuzję wzorów kultury, im łatwiej z kraju do kraju wędrowały książki, idee, instytucje i szaty, tym bardziej wzmagała się ideologiczna obrona owej pierwotnej iścizny pojedynczych narodów. Rzecz to normalna, iż rośnie wartość dóbr zagrożonych. Jak polityczna dominacja Rosji stała się w Polsce najlepszą pożywką dla idei. okcydentalnej, tak znów cywilizacyjna dominacja Zachodu, inwazja • jego atrakcyjnych wynalazków, podsycała kult narodowej indywidualności. Ten kult i opór, przeważnie odruchowy i czysto emocjonalny, konserwatyści oraz romantycy podnieśli do rangi naczelnego postulatu filozofii społecznej.
Józef Kalasanty Szaniawski, pierwszy u nas tej orientacji teoretyk, pisał już w roku 1808, iż naród może się rozwijać tylko ze swojej naturalnej posady: „Wszelkie inne, z obcej posady kopiowane normy dążą do zagładzenia właściwe) n ar od ii m ctyWl dna 1 n oś ci, zamieniają go,w martwą nijakiego charakteru agregacją”. Błądzą ci, „co z tego lub owego narodu czerpane wzory chcieliby przenosić do wszystkich narodów”: powszechne są tylko prawdy religii chrześcijańskiej
1 metafizyki, a to co się wylęgło z Oświecenia i rewolucji może być tylko francuskie albo angielskie, może dobre w swoim miejscu i czasie, nie gdzie indziej. Naród każdy niechaj zachowa swoją historię oddzielną. Polakom w szczególności przystoi „rozwijać [...] pierwotne znamiona właściwej narodowości naszej, oswobodzając one z niszczącej rdzy, którą je ciągle okrywa dwuwieczny wpływ zewnętrznego
Ekiplikację pojęcia „uobecniania się" tradycji zob. u A. Witkowskiej, Romantyczny naród: kluka i triumf, w zbiorze: Problemy polskiego romantyzmu, seria I, Wrocław 1971, a. 23-24.
43