a potem znowu wszystko wracało do poprzedniego stanu. Chyl^H trudno dziwić się matce, że wciąż zawracała mu tym głowę: ojci^H był w końcu hydraulikiem, a ona była tą, która musiała sprzątldl cały ten bałagan, gdy woda się przelała. Jakże ona ciężko prac^H wała! Pamiętam, że kiedy wracałem ze szkoły, na kolanach myl w kuchni podłogę; obok niej stało wiadro z brudną wodą, a ona; śc| skala w obu dłoniach wielką ryżową szczotkę i szorowała nią p(j wierzchnię wokół siebie. Wiedziałem dobrze, co działo się z ręka:! kobiet z ulicy Kitchenera: przyciszonymi głosami rozmawiały ze So bą na podwórkach o palcach zdzieranych aż do kości, choć tak na prawdę zachodził proces zupełnie odwrotny; gorąca woda i ostre myj dło w ciągu lat przyczyniały się do narastania na opuszkach wal stwy rozmiękłego, pozbawionego czucia naskórka, czerwonej i szorstkiego; gdyby moja matka żyła, to samo stałoby się z jej pal« cami. Jednak kiedy miały miejsce opisywane przeze mnie wydarz! nia, nie zdążyła się jeszcze zestarzeć i nie utraciła jeszcze kwiatt swej młodej kobiecości.
Kiedy to wszystko zaczęło się sypać? Kiedy zaczęło umierać? ByJ przecież czas, gdy byliśmy szczęśliwi; rozkład naszej rodziny nsl stępował stopniowo, stanowił pochodną monotonii życia, ubóstwa i zwykłej, obskurnej posępności tych wąskich ulic i zaułków. Swoja rolę odegrał też alkohol i trudny charakter ojca, jego paskudna naa tura, wewnętrzna martwota, którą, niczym zakaźną chorobą, zarą! ził najpierw matkę i mnie.
Dwa lub trzy dni później w tanim barze Pod Psem i Żebrakiem* usłyszał mocny głos Hildy dobiegający z przytulniejszej salki. Dopi j swoje piwo, wyszedł na ulicę i skierował się do drzwi bardziej ele! ganckiej części pubu. Pchnął je i otworzył: Hilda siedziała przy sto! liku w towarzystwie trójki znajomych. Spojrzeli na niego. Kobietśl miała zarumienioną twarz, a w chwili, gdy ojciec stanął w drzwiach, I unosiła do ust kieliszek z winem. Ręka zatrzymała się w pół drogi! Hilda uniosła brwi i uśmiechnęła się w ten swój charakterystyczny* niezbyt miły sposób. Tuż obok niej siedziała Nora, z drugiej strony* ciemnowłosa kobieta o wyglądzie dziwki i chudy, młody człowiek! o długich włosach. Był suchy, zimny, bezksiężycowy wieczór pod ko-! nieć listopada; w ciszy, która nagle zapadła, słychać było tylko odle-l gły szum kilka ulic dalej i przytłumione odgłosy rozmów prowadzo-! nych w innych częściach pubu. Hilda przeniosła wzrok z ojca na po-1 ■ftNt ałą trójkę przy swoim stoliku. Następnie odstawiła kieliszek; oj-■»(* wciąż stał w drzwiach, a ona podniosła się, przeszła przez bar Sj minąwszy go, wyszła na ulicę. Kiedy zamykał za sobą drzwi, usły-f |KmI itłumiony wybuch śmiechu przy stoliku.
Zaułkami na tyłach domów przeszli nad kanał. Hilda była w do-■ grym humorze. Tylko nie mogła sobie przypomnieć jego imienia.
Horace!— krzyknęła nagle. — Jedno z moich ulubionych URion. Kiedyś miałam kota, którego nazwałam Horace. — Zmieniła łtirnat. — Zimno dziś, co? Dobrze, że mam moje futerko.
I 0 czym myślał mój ojciec? Czego się spodziewał? Spojrzał na nią !t i|tom oka. Szła obok ze skulonymi ramionami i dłońmi głęboko wci-diflętymi w kieszenie futra.
— Dobrze się spisałeś z tymi rurami — stwierdziła. —-! Już tak ni« hałasują. Ale smród wcale nie zniknął.
I Przez kilka minut rozmawiali o hydraulice. Hilda niewiele o tym wiedziała i wydawało się, że profesjonalizm ojca jej imponuje. Była wesołą kobietą i wkrótce udało jej się sprawić, że ojciec zachichotał flicho. Większość ludzi, zauważył, nudzą rozmowy o hydraulice.;
I — Nie mogę w to uwierzyć! — wykrzyknęła. — Cóż, ja do tej [Większości nie należę, Horace. Uwielbiam hydraulikę.
( Dotarli nad kanał przy gazowni. Zaprowadziła go do śliskich, kamiennych schodków wiodących na wąskie nabrzeże.
K— No to chodź, Horace — mruknęła, schodząc ostrożnie. — Chodźmy na dół.
Znaleźli się poza zasięgiem wzroku przypadkowych przechodniów. Hilda rozchyliła futro, rozpięła sweter i obnażyła piersi. Objęła go w pasie i, uśmiechając się, drugą ręką potarła obleczone w spodnie krocze.
t — I jak ci się to podoba, Horace? — wyszeptała.
W butach na obcasach dorównywała mu wzrostem, ale była nieco cięższa, więc gdy przylgnęła do niego, niemal stracił równowagę. Wsunął ręce pod futro i niepewnie dotknął jej piersi, chciał pocałować ją w usta, lecz odwróciła głowę. Poczuł sztywność penisa; Hilda wciąż coś do niego szeptała i masowała mu dłonią krocze, aż w pewnej chwili zręcznie odpięła dolne guziki rozporka i wyjęła go.
— Co my tu mamy? — mruknęła.
Penis mojego ojca był niezwykle cienki, ale sztywny jak ołówek i drżący. Hilda splunęła w dłonie.
- 35 -