Z jednej strony trwało „odwojowywanie” wątków tradycji usuwanych przez cenzurę z pola widzenia, upominanie się, w różny zresztą sposób, o pełnię dzieł Stanisława Brzozowskiego (dziś zresztą, co interesujące, ponownie wzywanego na pomoc), Stefana Żeromskiego, Wacława Berenta, Witkacego czy, by przy tych kilku nazwiskach pozostać, Karola Irzykowskiego lub myślicieli konserwatywnych. Tak czynili Marcin Król i Wojciech Karpiński, którzy niebawem mieli powołać do życia poza zasięgiem cenzury kwartalnik „Res Publica”. Z drugiej strony nawiązywano do - także przez cenzurę zakazanych
- dzieł Witolda Gombrowicza, Andrzeja Bobkowskiego, Czesława Miłosza oraz pisarzy politycznych emigracji. W pierwszym wypadku chodziło o nawiązanie do redukowanej przez ideologię tradycji kultury narodowej, w drugim o nowy, niepoddawany manipulacjom ideologicznym język.
Język oficjalny jest w tej poezji Językiem obcym”, niezdolnym do opisu rzeczywistości, którego punktem odniesienia jest kłamstwo. Nowy język jest językiem prawdy, jak w wierszu Adama Zagajewskiego Prawda:
Odmów podania ręki temu człowiekowi [...] i powoli pamiętając o regułach składni powiedz prawdę do tego służysz w lewej ręce trzymasz miłość a w prawej nienawiść
Ów nakaz „mówienia prawdy” czy, za Aleksandrem Sołżenicy-nem, „życia w prawdzie” był nieredukowalnym wyznacznikiem wspólnoty tej formacji, a jego podstawa była tyleż poznawcza, co etyczna. Trafnie ujął to Barańczak w szkicu „Pokolenie 68”: próba przedwczesnego bilansu:
Wypracowanie sobie systemu etycznego jest bowiem - powinno być przynajmniej
- nieodłączne od kształtowania systemu estetycznego, będącego nośnikiem określonego światopoglądu. Im bardziej własny i niepodrabiany jest język, jakim się posługujemy, tym uczciwiej i prawdziwiej możemy mówić o rzeczywistości, która nas otacza1.
To połączenie uczciwości i prawdy jednak nie wystarcza. Jednym z postulatów, który szczególnie w wypadku poezji Barańczaka wydawał się istotny w kształtowaniu własnej poetyki, był wymóg nieustannego autokrytycyzmu, ciągłego prześwietlania i sprawdzania własnych ustaleń.
Racja tego właśnie postulatu - pozwalającego na ciągłą obronę swej indywidualnej tożsamości - dochodzi do głosu w fazie, która pojawia się wraz z ukonstytuowaniem „drugiego obiegu”, gdy poezja „pokolenia ’68” przekracza horyzont kontestacji. Najpełniejszy jej wyraz znaleźć można w szkicu Adama Zagajewskiego Wyobraźnia: siódmy kontynent1, który stanowi zapowiedź głośnego tomu szkiców tegoż autora Solidarność i samotność. W tytułowym eseju pisze autor Sklepów mięsnych:
Czym jest rzeczywistość? Czy jest społeczna? Czy etyczna? Czy estetyczna? Polityczna? Nocna? Dzienna? Szalona? Umiarkowana? Każdy, kto choć pobieżnie zapoznał się z literaturą ostatnich 100 lat, wie, że nie objawia się w niej jedna, wspólna rzeczywistość, lecz że każdy wybitny artysta wywołuje na swoich kliszach inne widmo światas.
I to jest, jak się zdaje, punkt dojścia: wielość rzeczywistości wspólnego świata, w którym, jak głosi tytuł jednej z „kultowych” książek tej generacji, każdego czeka w istocie to samo: sto lat samotności. I wszystko w zasadzie jest w porządku, ale pod jednym warunkiem: że obrazy na kliszach wyświetlane przez „osobnych” artystów jakoś się na siebie nakładają, że - inaczej mówiąc - dzieła ich pozostawać będą ze sobą w ciągle ponawianym dialogu.
1 Szkic ten opublikowany został na łamach paryskiej „Kultury” (1983, nr 10, s. 124-131) i później nie był przedrukowywany.
8 A. Zagajewski, Solidarność i samotność, Paryż 1986, s. 60.
Tamże, s. 199.