dokuje, rozumie pan. Oszczędny z nas ludek, tutaj. vr monadach, proszę pana.
— Naturalnie — mówi Gortman.
—- Czy życzy pan sobie — mówi Principessa — abyśmy używali zasłony przy wydalaniu ? Wiem, że niektórzy zabudynkowey wyraźnie tego sobie życzą).
— Nie chciallbym w niczym naruszać waszych zwyczajów' — mówi Gortman. Mattern uśmiecha się.
— Jesteśmy, oczywiście, społeczeństwem należącym do kultury poodsobnieniowej. Ale wcale nam nie przeszkadza .nacisnąć guzik, jeżeli...
Zająknął się/
— Na Wenus nagość chyba nie jest tabu, prawda? Mam na myśli to, że jest tylko ten jeden pokój, więc...
. — Potrafię się dostosować — zapewnia Gortman. — Wyćwiczony socjokomputator musi umieć się dostosować.
—Tak, tak. oczywiście — przyznaje Mattern i śmieje się nerwowo.
Principessa przeprasza gościa, że musi się na chwdlę wyłączyć z rozmowy-i Wysyła do szkoły dzieci, tulące wciąż do siebie nowe zabawki.
— Przepraszam — mówi Mattern —że jestem taki drobiazgowy, ale muszę poruszyć temat pańskich uprawnień seksualnych. Będziemy spali we trójkę na tej samej platformie. Oboje z żoną jesteśmy do pańskiej całkowitej dyspozycji. Unikanie frustracji jest podstawową zasadą takiej społeczności, jak nasza. Czy zna pan nasz zwyczaj przechadzek nocnych ?
— Obawiam się, że...
— W Monadzie 116 żadne drzwi nie są zamykane. Nikt nie posiada żadnych przedmiotów wartościowych i jesteśmy bardzo Wyrobie ni społecznie. Mamy zwyczaj wchodzić nocą do innych mieszkań. W ten sposób stale zmieniamy partnerów; żony zwykłe pozostają wr domach. a wędrują mężowie, chociaż nie jest to absolutnie regułą. Każdy z nas ma zawsze dostęp do każdego innego dorosłego członka naszej społeczności.
— Dziwne — mówi Gortman. — Sądziłem, że w społeczeństwie, gdzie jest tak dużo ludzi, winien się raczej
rozwinąć przesadny kult odosobnienia, a nie przesadna
swoboda.
— W pierwszych latach istnienia monad tendencje odosobnienia miały wielu zwolenników. Z czasem wygasły one całkowicie. Niech nam Bóg błogosławi! Unikanie
frustracji jest naszym naczelnym celem, w przeciwnym bowiem razie narastałyby napięcia. Odosobnienie równa się frustracji.
—Może pan więc pójść do każdego pokoju w tym olbrzymim gmachu i spać z..
— Nie w całym gmachu —przerwał Mattern. — Tylko w Szanghaju. Jesteśmy przeciwni pozamiejskim przechadzkom nocnym. — Zachichotał cicho. — Nałożyliśmy na siebie kilka drobnych restrykcji. To po to, aby nam wolność nie obrzydła.
Gortman patrzy na Principessę. Ma przepaskę na biodrach i metalową czaszę na lewej piersi. Jest szczupła ale przepysznie zbudowana i mimo że macierzyństwo skończyło się już dla niej bezpowrotnie, nic nie straciła z wdzięku młodości. Mattern mimo wszystko jest z niej bardzo dumny.
— Czy możemy już iść na obchód gmachu? — zapytuje. Wychodzą. Gortman już w drzwiach kłania się z wdziękiem Principessie. Na korytarzu gość mówi:
—Widzę, że pańska rodzina jest nieco mniej liczna, niż to przewiduje norma.
Jest to skandalicznie niegrzeczne stwierdzenie, ale Mattern wykazuje maksimum wyrozumiałości dla tego faux pas.
— Mielibyśmy z pewnością więcej dzieci — odpowiada łagodnie — ale moja żona została chirurgicznie pozbawiona płodności. To był dla nas wielki cios.
— Zawsze ceniliście tu wielkie rodziny?
— Cenimy życie. Tworzenie nowego życia jest najwyższą cnotą. Zapobieganie temu — największym grzechem. Wszyscy kochamy nasz rojny światek. Czy panu
— 35 —