95
nych pouczać próbują, powinniby przynajmniej rozróżniać rozmaite motywy.
Darwin próbował dać jasną formułę prawa rozwoju, prawa, które nie dowodziłoby dopiero, żc istoty żyjące rozwijały się jedna z drugich, lecz miało wykazać, dlaczego się właśnie rozwijały. Samo się przez się rozumie, że prawo to musiałoby również obejmować człowieka i wykazywać, dlaczego i on także musiał się rozwijać. Podstawą poglądów Darwina było następujące rozumowanie.
Mamy oto prosty i pierwotny rodzaj zwierząt. Jest on o tyle przytosowany do stosunków zewnętrznych, jego uzdolnienia tak im odpowiadają, że może on istnieć i mnożyć się. Tymczasem upływa znaczny przeciąg czasu. Na miejscu owego gatunku zwierzęcego spotykamy nowy, znacznie lepiej przystosowany do tychże samych warunków. Albo też dzieje się inaczej: stosunki zmieniły się w ciągu tego czasu, i ze zdumieniem odkrywamy nowy zwierzęcy gatunek, w wielu punktach jeszcze do dawniejszego podobny, ale jednak do tych nowych warunków przystosowany. Co się tu stało? Obraz ten—zdaniem Darwina—obejmuje zasadę całego rozwoju. W pojęciu lepszego przystosowania zawiera się również wszelki postęp umysłowy, postęp mózgu. Droga taka mogła prowadzić od ameby do człowieka, a zatem mogła przebiegać przez cały łańcuch istot, których kolejne następstwo stwierdzaliśmy. Tłumaczyć tą drogą znaczyłoby istotnie tłumaczyć przejście od ameby do człowieka. Darwin próbuje wyjaśnienia udzielić.
Pierwsza forma zwierzęca wydała potomstwo. Potomstwo to z tej lub owej przyczyny nie było całkiem do siebie podobne. Każde z nich miało pewne indwidualne cechy odrębności, tak jak się dziś jeszcze między rodzeństwem zdarza, jak latorośle rośliny różnią się między sobą, jak jeden pomiot królików ma różną barwę sierści. W tych odrębnościach ujawniało się to zmniejszenie, to spotęgowanie cech rodzicielskich. Jedni z potomków przedstawiali pewną nadwyżkę, byli genjuszami rodu, inni byli przeciętni, inni