7* l uniaj i fitjf mtmy i te fitychamdlttk
bolicznej, która w istocie funkcję tę z natury rzeczy ustanawia.
To imię ojca powinniśmy uznać za podstawę funkcji symbolicznej, która od zarania historii identyfikuje jego osobę z figur.) prawa. Koncepcja ta pozwala nam jasno odróżnić w analizie przypadku skutki nieświadome tej funkcji od relacji narcystycznych, albo relacji realnych, jakie wiążą podmiot z obrazem i działaniem osoby, która ucieleśnia ją, i wynika z tego pewien sposób rozumienia, który ma wpływ na samo prowadzenie naszych interwencji. Praktyka potwierdziła nam, jak również uczniom, których wprowadziliśmy w cę metodę, płodność koncepcji. Mieliśmy często okazję podczas superwizji, lub w przypadkach, o których byliśmy informowani, podkreślić szkodliwe niejasności, jakie powoduje jej nieuznawanie.
Zatem to moc słowa utrzymuje ruch „Wielkiego Długu”, którego ekonomię Rabclais, za pomocą słynnej metafory, rozszerza aż do gwiazd. I nie będziemy zaskoczeni, że rozdział, w którym dokonując niakaroniczuej inwersji nazw pokrewieństwa,*4 autor prezentuje nam antycypację odkryć antropologicznych, ujawnia w nim dar jasnowidzenia ludzkiej tajemnicy, którą próbujemy tutaj rozświetlić.
Utożsamiany z sakralnym han albo z wszechobecnym mana, ten nienaruszalny Dług
M F. Rabclais, GargJMUd i Pti>itJ)(ruel, Księga Ili, rozdz. III i IV, Księga jV, rotdŁ IX.
|cst gwarancją, ze podróż, w którą wysyłane są kobiecy i dobra, przywiedzie poprzez niezawodny cykl do punktu wyjścia inne kobiety i inne dobra; jedne i drugie są nośnikami tego samego elementu: symbolu zero, mówi I.ćvi-Strauss, sprowadzając do formy znaku algebraicznego moc mówienia.
Życic człowieka otaczane jest siecią symboli tak wszechogarniającą, że to one łączą, zanim przyjdzie na świat, tych, co mają go zrodzić „kością i ciałem”, one przynoszą przy narodzinach, z darami gwiazd albo wróżek, zarys |cgo losu, dają słowa, które zrobią zeń wiernego albo wiarolomcę, stanowią prawo aktów, które pójdą za nim nawet tam, gdzie go jeszcze nie ma, nawet poza jego śmierć, to za ich sprawą jego koniec znajduje sens na sądzie ostatecznym, gdzie słowo rozgrzesza jego bycie lub potępia, — chyba że zdobędzie się na subiektywne urzeczywistnienie bycia-ku-śmierci.
Oto niewola i wielkość, w których żyjący by przepadł, gdyby pragnienie nic chroniło jego udziału w interferencjach i pulsowaniach, skupiających się w nim za sprawą cyklów mowy, kiedy dołącza się zmieszanie języków, a rozkazy w' konfliktach drążących uniwersalne dzieło są wzajemnie sprzeczne.
Lecz samo to pragnienie, jeśli ma być w człowieku zaspokojone, wymaga uznania: dzięki zgodzie osiągniętej w mówieniu, albo w walce o prestiż, w symlHilu albo w wyobrażeniu.