76 hiniaj i poi* m**iy i MdM«u m* ptyrhodihtlidt
boliczncj, która w istocie funkcję tę z natury rzeczy ustanawia.
To imię ojca powinniśmy uznać za podstawę funkcji symbolicznej, która od zarania historii identyfikuje jego osobę z figurą prawa. Koncepcja ta pozwala nam jasno odróżnić w analizie przypadku skutki nieświadome tej funkcji od relacji narcystycznych, albo relacji realnych, jakie wiążą podmiot z obrazem i działaniem osoby, która ucieleśnia ją, i wynika z tego pewien sposób rozumienia, który ma wpływ na samo prowadzenie naszych interwencji. Praktyka potwierdziła nam, jak również uczniom, których wprowadziliśmy w tę metodę, płodność koncepcji. Mieliśmy często okazję podczas superwizji, lub \% przypadkach, o których byliśmy informowani, podkreślić szkodliwe niejasności, jakie powoduje jej nieuznawanie.
Zatem to moc słowa utrzymuje ruch „Wielkiego Długu”, którego ekonomię Rabclais, za pomocą słynnej metafory, rozszerza aż do gwiazd. I nie będziemy zaskoczeni, że rozdział, w którym dokonując inakaroniczncj inwersji nazw pokrewieństwa,24 autor prezentuje nam antycypację odkryć antropologicznych, ujawnia w nim dar jasnowidzenia ludzkiej tajemnicy, którą próbujemy tutaj rozświetlić.
Utożsamiany z sakralnym hau albo z wszechobecnym mam, ten nienaruszalny Dług
'* l\ Rabclais, GargJiiluj i PtiHlagruel, Księga III, rozJz. III i IV, Księga IV. roidi. IX.
jest gwarancją, że podróż, w którą wysyłane są kobiety i dobra, przywiedzie poprzez niezawodny cykl do punktu wyjścia inne kobiety i inne dobra; jedne i drugie są nośnikami tego samego elementu: symbolu zero, mówi l.ćvi-Strauss, sprowadzając do formy znaku algebraicznego moc mówienia.
Życic człowieka otaczane jest siecią symboli tak wszechogarniającą, że to one łączą, zanim przyjdzie na świat, tych, co mają go /rodzić „kością i ciałem", one przynoszą przy narodzinach, z darami gwiazd albo wróżek, zarys jego losu, dają słowa, które zrobią zeń wiernego albo wiarotomcę, stanowią prawo aktów, które pójdą za nim nawet ram, gdzie go jeszcze nie ma, nawet poza jego śmierć, to za ich sprawą jego koniec znajduje sens na sądzie ostatecznym, gdzie słowo rozgrzesza jego bycie lub potępia, — chyba że zdobędzie się na subiektywne urzeczywistnienie bycia-ku-śmierci.
Oto niewola i wielkość, w których żyjący by przepadł, gdyby pragnienie nic chroniło jego udziału w interferencjach i pulsowaniach, skupiających się w nim za sprawą cyklów mowy, kiedy dołącza się zmieszanie języków, a rozkazy w konfliktach drążących uniwersalne dzido są wzajemnie sprzeczne.
Lecz samo to pragnienie, jeśli ma być w człowieku zaspokojone, wymaga uznania: dzięki zgodzie osiągniętej w mówieniu, albo w walce o prestiż, w symbolu albo w wyobrażeniu.