Ciebie nie będę. Od pierwszej chwili, gdy tu przyjechałam, skoro kogo ze znajomych zobaczyłam, mówiłam zawsze, że Andr[uszewski] jest tylko mój przyjaciel. Czy sądzisz, że inaczej jego bratowa i jej matka żyłyby ze mną w taki sposób? Zawsze, gdy ich kto pytał, mówili — stosunek literackiej przyjaźni. A wszyscy mówili szczerze, i Solscy, i Szender[owiczowie], i inni — wy się pogodzicie z mężem. Czy mogliby tak mówić, gdyby dla nich An-drjuszewski] przedstawiał się jako mój kochanek? Powiedz sam? On jawnie i otwarcie mówił, że dla niego kobieta może tylko przedstawiać się ze strony przyjaciela, bo niczym więcej dla niej on być nie może i nieraz były u mnie nad tym długie dyskusje, które zawsze się tym kończyły, że inni mu mówili: „Dziękujemy za taki pogląd chorobliwy, jak Pan ma.”
Oblicz czas, jaki on bawił we Lwowie. Przyjechałam do Lwowa 22 stycznia [1904], on wyjechał 27-mego do Smo-lina. Przyjechał przy końcu lutego i wyjechał w Wielki Tydzień, to jest w niepełne dwa tygodnie. Później przyjechał 28 czy 29 kwietnia, a wyjechał 18 lipca. Przez ten czas napisał 11000 wierszy swej powieści1, więc przebywać ze mną czasu nie miał, bo on poprawia i przepisuje podwójnie. Wyjechawszy w lipcu, przyjechał w październiku koło 6-tego sprzedać książkę i bawił około 9 dni!!!
Ja wtedy mieszkałam na Gołąba. Potem przyjechał tego dnia, co była separacja, robić korektę książki, był u mnie tylko wtedy, gdy był ktoś z gośd, traktowany jak gość, i wyjechał przed Wilią.
Oto jest wszystko, zlicz tylko, to jest piętnaście miesięcy — na te 15 miesięcy ten człowiek był razem wszystkiego niecałe trzy we Lwowie — śpiąc 18 do 20 godzin na dobę, nie wychodząc nigdzie pod pretekstem, _ że ma nogę sparaliżowaną. Traktowałam go zawsze jako gościa i wobec ludzi zaznaczałam dobitnie tę różnicę, mówiąc mu pan doktor. Z Feuerst[einem] byłam serdeczniej jak z nim. Zapytaj Bogdańskiej], która u mnie bywała, czy zastała go kiedy u mnie inaczej jak wtedy, gdy byli goście inni. Z Szender[owiczami] żyłam teraz tak blisko jak z rodziną. Czy widzieli go u mnie? W Brzu-chowicach dom był podzielony na dwie części. On z bratem zajmował pierwsze piętro, do którego się wchodziło ze dworu. Ja ze sługą i z Szenderowiczową lub świekrą jego brata byłam na dole. Gdy brat jego był w biurze, zanoszono mu na górę obiad. Bałam się być sama na wsi, oni wzięli po połowie ze mną dom. W połowie zjechali wszyscy, dzieci, bratowa, niańka. Ale mnie to męczyło i jego bziki, więc uciekłam do Lubienia. Ja Ci więcej powiem. Poznałam się z pp. Mazurami i Piaseckimi. Znam ich od dziesięciu miesięcy. Mieszkają blisko mnie. Zapytaj ich kiedy, czy znają Andr[uszewskiego], czy widzieli go kiedy, czy mają pojęcie, kto on? Czy słyszeli o nim, widzieli go u mnie? Czy państwo Eidelheitowie mają o nim pojęcie? A przecież pani Eidel-h[eitowa] co dzień u mnie bywa, a on po nią przychodzi.
Nigdy na żadnym koncercie, nigdzie nie bywał ze mną. Strzegłam się tego jak ognia. Mówiono często przy nim o tym, że ja się pogodzę z Tobą. Przecież gdyby myślano, że on jest moim kochankiem, nie postępowano by tak bezwzględnie. Szydzono z niego jak z „ostatniego trubadura’*.
Przecież ja także dbam o to, aby z męża mego nie śmiał nikt drwić. Wszak prawda? Przecież i mnie to by bolało strasznie. Ale ja Ci mówię, że nikt tak nie przypuszcza. Niedawno pp. Laskowniccy mówili — niech pani się pogodzi z mężem! to samo Feldmanowie, ci aktorowie, wszyscy, wszyscy tak mówią, tak myślą! Przysięgam Ci. Czyż kto śmiałby tak mówić, gdyby myślał, że ja miałam kochanka? Każdy mówił: „Rozstaliście się dla głupstw urojonych, a to nie ma sensu!**
Piszę, piszę, bo chciałabym duszę wypisać, aby Cię przekonać, że to Ci się tylko tak zdaje, że to tak nie jest, że ludzie inaczej myślą i że nawet księżna Montignozo, która rzeczywiście uciekła z kochankiem, ma całą sympatię ludzkości i wszyscy są po jej stronie. Nie mogę uwierzyć, ażebyś tak postanowił, jak piszesz. Jeżeli chcesz, to możemy na jakiś czas wyjechać, na parę
11 — Zapolska — Listy, L II 101