286 Moralność społeczna
na”, wymaga założenia, że potrafimy porównywać satysfakcję, jaką różne jednostki czerpią z tych samych prezentów, nagród, zajęć i wyróżnień. Ponieważ takich porównań nie można przeprowadzić w skali społecznej, wybór jednej z prostszych form sprawiedliwości wydaje się nieunikniony.
Przejście od jednej koncepcji sprawiedliwości do drugiej badał Piaget, analizując reakcje dzieci na wymyślone przez niego historyjki.
PRZYPADEK 13.1. Piaget dawał taki przykład: „Dwoje dzieci kradło jabłka w ogrodzie. Nagle dostrzegł je policjant. Skierował się w ich stronę. Dzieci go zobaczyły, i zaczęły uciekać. Policjant był szybszy i jedno z nich złapał. Drugie jednak pobiegło w inną stronę i policjant go nie dogonił. Po jakimś czasie to drugie dziecko postanowiło wrócić do domu. Z ostrożności poszło okrężną drogą. Przechodziło przez kładkę na rzece. Kładka miała przegniłe deski i dziecko wpadło do wody. Jak myślisz, czy dlatego wpadło do wody, że kradło jabłka?” (Piaget 1966: 252).
W grupie dzieci mających 6 lat 86% odpowiada „tak”, wśród dwunastolatków już tylko 34% odpowiada twierdząco. Małe dzieci wyraźnie wierzą, że złe uczynki zostaną ukarane w sposób automatyczny. Są przekonane, że Bóg, przypadek, wyrzuty sumienia czy jakaś inna tajemna siła nagradza dobro i karze zło. Starsze dzieci myślą w ten sposób już nie tak często, choć nie porzucają tego sposobu myślenia. Wierzą w istnienie „sprawiedliwości immanentnej”. Część z nich zachowuje te poglądy do końca życia. Skoro tak robią, to staje przed nimi trudny do rozwiązania problem - po co istnieją sądy, komisje arbitrażowe i wszelkie inne instytucje strzegące sprawiedliwości? Inteligentni zwolennicy „sprawiedliwości immanentnej” znają jednak odpowiedź na to pytanie. Mówią, że ludzie są też częścią przyrody i czasami przez nich działa tajemna siła zaprowadzająca w świecie ład moralny. Inaczej mówiąc, Bóg - czy inne źródło immanentnej sprawiedliwości - czasami posługuje się przegniłą deską, a czasami policjantem, jak woli.
PRZYPADEK 13.2. Oto inna historyjka Piageta: „W pewien czwartek mama poprosiła swoje dzieci - chłopca i dziewczynkę - żeby jej pomogły posprzątać dom, bo była zmęczona. Dziewczynka miała wytrzeć naczynia, a chłopiec miał przynieść drzewa z szopy. Jedno z nich zaraz wymknęło się z domu, gdyż chciało się bawić. Więc mama poprosiła to drugie, żeby zrobiło obie rzeczy. Co o tym myślisz?” (Piaget 1966: 277).
W grupie dzieci sześcioletnich 89% uważa, że mama dobrze zrobiła, 11% uważa, że to, co zrobiła, było niesprawiedliwe (Piaget 1966: 277). Pierwsze myślą, że mama postąpiła dobrze, ponieważ mama się nie myli. Drugie dzieci też myślą, że mama raczej się nie myli, ale wiedzą już, że mama czasami nie o wszystkim pomyśli. Są więc zdania, że trzeba było raczej zawołać dziecko, które poszło się bawić, i kazać jemu wykonać pracę. W grupie dzieci dwunastoletnich w ten sposób myśli już 100%. Koło dziesiątego roku życia dzieci tracą pełne zaufanie do nieomylności dorosłych i uczą się krytycyzmu. Zaczynają stosować własne regu-
Równość 287
ły moralne i szczególnie cenią równość. Gotowe są akceptować rozmaite komplikacje po to tylko, by w efekcie ich zastosowania wszyscy znaleźli się w tym samym położeniu.
PRZYPADEK 13.3. Kolejna historyjka Piageta: „Dwaj chłopcy mieli brać udział w wyścigu: duży i mały. Czy mają zacząć bieg z tego samego miejsca, czy mały ma zacząć bliżej mety?” (Piaget 1966: 311).
Młodsze dzieci uważają, że obaj chłopcy powinni biec na taki sam dystans. Starsze uważają, że dystans trzeba zróżnicować. (Piaget nie podaje rozkładu procentowego). Starsze dzieci dostrzegają zatem, że sprawiedliwość wymaga czasem odejścia od równości, ponieważ narzucenie rozmaitym ludziom tych samych warunków w konkursie lub tych samych wymagań we wspólnej pracy może powodować, że pewne jednostki będą trwale poszkodowane. Tolerowanie takich przypadków prowadzi do dyskryminacji. Dziesięciolatki nie znają jeszcze tego pojęcia, ale zdecydowanie jej nie akceptują. Są przekonane, że społeczeństwo powinno korygować naturalne różnice bez względu na to, czy są to różnice wrodzone, czy wyuczone, i powinno stwarzać równe wyjściowe warunki konkurencji społecznej. Tu powstaje trudny problem. W jaki sposób te warunki mają być ustalone? Różnicujący dystans między dużym i małym chłopcem wyznacza się na oko. Gdy mały chłopiec wygra, duży może powiedzieć: „To nie był sprawiedliwy bieg. Mały wygrał, bo stał bliżej mety”. Gdy duży chłopiec wygra, mały może powiedzieć: „Miałem pewną przewagę na początku, ale zbyt małą, żebym mógł wygrać. Nie miałem żadnych szans. Wyścig był niesprawiedliwy”. Jest oczywiste, że chcielibyśmy, aby obaj chłopcy mieli równe szanse wygranej. Ale jest równie oczywiste, że jeśli mieliby identyczne szanse, to wpadliby jednocześnie na metę, i żaden z nich nigdy by wyścigu nie wygrał. Jeśli więc któryś z nich wyścig wygrywa, to nie wiemy, czy wygrał dlatego, że bardziej się starał, czy dlatego, że niezależnie od starań, miał większe szanse wygranej. W jaki sposób można te szanse wyrównać? Jest tylko jedno wyjście - choć również niedobre. Trzeba eksperymentować z długością wyprzedzenia w kilku kolejnych biegach i uznać, że dopiero gdy obaj chłopcy przybywają na metę jednocześnie, dystanse zostały dobrze dobrane. Wtedy jednak cały wyścig traci swój sens. Chłopcy albo celowo biegną wolniej, żeby uzyskać dogodniejsze warunki startu, albo już pokazali, co potrafią, a wtedy urządzanie dla nich dodatkowego biegu nie ma sensu.
Ten przykład pokazuje, że konkurencyjność i równość nie dadzą się z sobą pogodzić. Jeśli się dąży do sprawiedliwości, to nie warto mierzyć uzdolnień i wprowadzać rywalizacji. Trzeba każdego zmusić do ciężkiej pracy i następnie dać wszystkim tę samą zapłatę. Jeśli natomiast chce się mieć dobry wyścig, to nie można z góry żądać, by wszyscy mieli równe szanse wygranej. Słabsi muszą przegrać, wolniejsi muszą zostać w tyle. Nie można jednocześnie żądać wrażeń, jakie daje rywalizacja między jednostkami usilnie zabiegającymi o sukces, i manipulować przepisami w taki sposób, by nikt nie wygrał, a wszyscy otrzymali pierwszą nagrodę. Niekontrolowana konkurencyjność prowadzi jednak z biegiem czasu do trwałej dyskryminacji.