- Jesteś pewna? - spytał.
Kiedy skinęłam głową, zdjął ze mnie resztę odzieży. Potem zrzucił podkoszulek i spodnie, i położył się na mnie.
Bolało, kiedy się poruszał między moimi nogami. Bolało, kiedy we mnie wszedł. Nie rozumiałam, o co tyle hałasu, czemu poeci opiewają tę chwilę, dlaczego Penelopa czekała na Odyseusza, a rycerze jechali na wojnę ze wstążkami kochanek na hełmach. Nagle to do mnie dotarło. Moje serce, trzepoczące jak motyl, zwolniło w rytm jego serca. Czułam, jak krew w jego żyłach pulsuje wraz z moją, niczym nieunikniony refren piosenki. Przy nim stałam się inna, jak brzydkie kaczątko zamienione w śnieżnobiałego łabędzia. Na chwilę stałam się dziewczyną z marzeń. Powodem, by pozostać przy życiu.
Potem, kiedy się ubrałam, Aaron uparł się odprowadzić mnie do domu, jak „prawdziwy narzeczony”. Wiedziałam, że tata pakuje rzeczy do jednej walizki, którą każdy z nas mógł zabrać. Pewnie martwi się, gdzie jestem. Aaron nachylił się i pocałował mnie na ulicy, na oczach przechodzących sąsiadów. Był tak szczęśliwy, że poczułam, iż zawdzięczam mu źdźbło prawdy.
- Chciałam wiedzieć, jak to jest - szepnęłam, myśląc: Bo może nie będzie drugiej okazji.
Podniosłam na niego wzrok.
- Bardzo ci dziękuję.
Zaśmiał się.
- Jak elegancko! - Skłonił się przesadnie. - Panno Lewin, czy mógłbym jutro panią odwiedzić?
Jeśli cokolwiek do niego czułam, byłam mu winna źdźbło prawdy. Byłam mu winna krzepiące kłamstwo.
332