obcych, bo absolutnie nie mam czasu, a jeśli już złapię jakąś chwilkę wolną, to nie mam do niczego chęci.
A teraz mogę już zaręczyć, że w tym roku końca wojny nie będzie.
Wtorek, 19 sierpnia
Z polityki nic nowego. Wszystkie plotki jak umilkły, tak umilkły. W gazecie mówią o posuwaniu się coraz bardziej w głąb Rosji. Wzięli już Homel, Nikołajew i zagrażają Leningradowi. Do diabła, ta sprawa będzie chyba wlokła się latami! A tu człowiek czuje, że gna ostatkiem sił. Chyba już przyjdzie skisnąć w tym getcie...
Środa, 20 sierpnia
Byliśmy dzisiaj z klasą na „wycieczce” w szpitalu na Łagiewnickiej w celu obejrzenia rentgena i dokonywanych prześwietleń. Byliśmy świadkami prześwietleń robionych u dzieci szkół powszechnych przysyłanych przez przychodnię przeciwgruźliczą. Wszędzie prawie oznaki gruźlicy. W ogóle staje się z tą gruźlicą w getcie coraz gorzej. Przyjechało w tym tygodniu kilkadziesiąt osób z Warszawy. Opowiadają nie wiem jakie okropności o tamtejszej sytuacji, ale żaden z nich nie ma tej strasznej ziemisto--gruźliczej cery naszego getta. Chodzące trupy na naszych ulicach nadały już całemu gettu blady, stęchły, gruźliczy wygląd.
Czwartek, 21 sierpnia
Ojciec zaczął już pracować w szopie rymarskim u Podlaskiego. Teraz dostał też zawiadomienie z placu węglowego, gdzie przedtem pracował, że może wrócić do pracy. Naturalnie ojciec woli szop. Och, gdyby też i mama mogła zacząć z powrotem pracować, nie byłoby może już tej okropnej, głodowej sytuacji, jaka się u nas wytworzyła. A moje lekcje byłyby dobrym uzupełnieniem i pozwoliłyby może od czasu do czasu na jakąś dodatkową zupę w szkole.
Piątek, 22 sierpnia
Matka złapała dziś Praszkiera, jedynowładcę wydziału kuchen, i wydobyła przez niego z tegoż wydziału kartkę na dopuszczenie jej z powrotem do pracy, ale w innej kuchni. Kierownik kuchni jednak, do której mama została przydzielona, oświadczył, że będzie pracować tylko 2 dni. Ciekawe, co to za nowy psikus. Albo pomyłka w wypełnieniu nominacji, albo czyjaś złośliwość.
Sobota, 23 sierpnia
Jest już kompletna jesień. Zimno, pochmurno, że aż strach Zdaje się, że już rzeczywiście w tym roku ładniej nie będzie.
Zostałem dzisiaj jakby trzaśnięty obuchem, gdy dowiedziałem się o śmierci naszego byłego sąsiada z bloku, pana Kamusie-wicza. Jest to zdaje się pierwszy wypadek śmierci w getcie, który mnie do głębi przybił. Człowiek ten, przed wojną wprost atleta, umarł tutaj z głodu. Jego żelazny organizm nie uległ żadnej chorobie, ale chudł z dnia na dzień i wreszcie zasnął, aby się więcej nie obudzić. Olek Kamusiewicz też wygląda jak trup, a to wszystko to okropne dzieło zniszczenia, którego dokonała wojna. A końca tego okropnego stanu jak nie widać, tak nie widać.
Niedziela, 24 sierpnia
Getto rozwija się coraz wspanialej. Powstaje ogromna ilość nowych szopów i fabryk, które wraz z istniejącymi tworzą rzeczywiście, żartobliwie nazwany, Żydowski Okręg Przemysłowy. Marysin, zupełnie odrębna dzielnica, oprócz szkół, kolonii, półkolonii, prewentoriów itd. zawiera mnóstwo fabryk i resortów pracy, jak wytwórnię dywanów ze szmat, fabrykę powideł, fabrykę cukierków, szop szewski, zdobniczy i wiele innych. Wszystko to „państwowe”, „des Aeltesten der Juden” 84. W „mieście” też 83 powstało mnóstwo nowych szopów, jak na przykład szop, w którym dostał zajęcie mój ojciec (szop rymarski). Powstały szopy skórzane, hafciarskie i nawet szop, gdzie czyszczą futra wojskowe. Prócz tego rozwija się coraz bardziej wydział metalowy, mający coraz poważniejsze zamówienia od Niemców. Setki ludzi znajduje zatrudnienie i wszystko zdawałoby się iść ku lepszemu, gdyby nie ta wcale się nie zmniejszająca śmiertelność i głód, ten nigdy nie ustępujący głód. Ciągle brak pieniędzy, a jeśli są jakieś przydziały warzyw, to też prawie nigdy nie możemy ich wykupić. W kuchniach pojawiły się już kartofle, ale przydziału kartoflanego jeszcze nie ma. Ale grunt to forsa, forsa, której jest tak okropnie mało.
71