Pisałem od dwudziestego roku życia. Pisanie było jedynym zawodem, który wykonywałem w miarę dobrze. Tak się złożyło, że od początku kariery nie musiałem pukać do drzwi redakcji, a później do teatru z informacją, że napisałem opowiadanie czy sztukę, ani prosić o jej przeczytanie, mając potem wątłą nadzieję, że zostanie temu nadany ciąg dalszy. Ten stan rzeczy przyjąłem naturalnie, nie zastanawiając się nad jego wyjątkowością. Tak było w Polsce, a potem na Zachodzie. A przecież nie zawsze tak bywa. Różne utrudnienia, przynajmniej na początku, towarzyszą pisarzowi w jego dlii giej drodze. Toteż przywykłem do tej mojej „nienormalności" i nie widziałem w niej nic zdrożnego. Tym sposobem uniknąłem goryczy, rozczarowania i zawodu, które często towarzyszą pisarzowi do końca jego dni.
Inne okoliczności sprawiły, że nie przejmowałem się zbytnio niepowodzeniami. Jest cechą mojego charakteru, że bar dzo przejmuję się stanami mojej duszy, ale tylko na chwilę. Po prostu nie mam czasu na przeżywanie ich zbyt długo.
Zdarzało mi się nie znosić niektórych pisarzy, a innych darzyć szacunkiem. Niechęć odczuwałem do tych, którzy wedle mojej opinii — ustępowali mi pod względem jakości produktu, a darzyłem uznaniem tych, którzy mnie w tym prze
wyższali. Nie byłem zainteresowany reklamą i nie cierpiałem tych, którzy się nią interesowali za bardzo. Ich powodzenie przypisywałem właśnie reklamie. Obojętny stałem się dopiero wtedy, kiedy zacząłem się starzeć.