bez ankiety z wydziału szkolnego mnie nie przyjmie. Z rymarskiego resortu też na razie nic nie wychodzi. Na podanie naturalnie odpowiedzi nie ma. Diabli wiedzą, jak długo jeszcze będziemy się tak kręcić. Będzie chyba teraz coraz trudniej o pracę, bo codziennie przychodzą regularnie partie z Niemiec. Są już Żydzi z Wiednia i Pragi. Teraz mają przybyć z Luksemburga, Berlina i z wielu innych miast. „Bajki” nam nie zabrali, bo uchodźców zapakowano do gmachu szkolnego na Franciszkańskiej 27 w byłym klasztorze Mariawitów.
Niedziela, 19 października
Niemcy ciągle przybywają. Dziś przybył Luksemburg. Robi się ich w mieście pełno. Mają tylko jedną łatę na lewej piersi z napisem „Jude”. Ubrani są doskonale — poznać, że nie mieszkali w Polsce. Skupują na mieście, co się da. Wszystko zdrożało w dwójnasób. Chleb kosztuje 12-13 Rm. Skarpetki, które przedtem kosztowały 70 Pf., teraz 2 Rm. Chociaż są zaledwie kilka dni. uskarżają się już na głód. Co dopiero my mamy mówić, którzyśmy już przeszło rok nie jedli do syta? Widocznie do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Poniedziałek, 20 października
Zdaje się, że będę pracował w resorcie korkowym. Nasz nauczyciel Szwarzfinger dostał zapotrzebowanie na 6 małomaturzystów, może więc będę mógł się tam dostać. Trzeba się jednak tego „kor-koróbstwa” długo uczyć. Przeszło miesiąc. Cóż, gdy nic innego nie będzie, i to będzie dobre. Byliśmy dziś u Czechów, są wśród nich fajni chłopcy, Luksemburczycy też. Mówi się z nimi wspaniale. Prawie wszyscy znają doskonale niemiecki. Dotychczas mieli cudownie. Dziwią się tutejszemu brudowi i obawiają się chorób. Dziś przyjechała nowa partia z Wiednia czy Berlina. Prawie wszyscy to syjoniści (przynajmniej na zewnątrz), ale wszędzie „rot” ł02. Już szukają pracy. Są inteligentni, czyści, sympatyczni i otwarci. Doprawdy przyjemnie wśród nich przebywać.
Wtorek, 21 października
Na razie z korkowego też jakoś nic nie wychodzi. Nie chcą dać potwierdzenia z wydziału szkolnego. Uważają tam, że do resortu należy oddawać tylko takich, którzy nie nadają się do dalszej nauki. Ale że tej dalszej nauki nie widać jakoś, a jeść trzeba — o tym się nie mówi. Lekcji, prócz jednej stałej i czasami dorywczych — nie mam. Maximum mam teraz 15 Rm miesięcznie. Wszystkie inne lekcje się rozlazły. Jak najprędzej do roboty!
Środa, 22 października
Poszedłem dziś z rana z ojcem do resortu, aby pomówić z Podlaskim. Przyrzekł mi, że za dwa, trzy dni utworzy grupę uczniów, w której ja będę. Radzi mi się nauczyć rymarstwa, bo można potem zarobić do 4 Rm dziennie. Fachowcy zarabiają dziś 4—5 Rm dziennie. Chciałbym już, żeby to jak najprędzej nastąpiło Wszystkie inne szanse zdają się odpadać. Niemcy przybywają w dalszym ciągu. Przybyli już z Frankfurtu nad Menem, Kolonii, znów z Pragi (mieszkają niedaleko nas) i z Wiednia. Same prawie „grube ryby”. W każdym razie tak wyglądają.
Czwartek, 23 października
Jutro idę do resortu rymarskiego. Rysiek Podlaski zawiadomił mnie dzisiaj, jak i innych chłopców, których też wtrynił. Z naszej klasy zdaje się pięciu lub sześciu. Tak się więc złożyło, że nowy zeszyt rozpocznę już jako terminator rymarski. Chwilowo moja kariera „uczniarska” została co najmniej zawieszona. Czy jeszcze kiedyś będę uczniem — nie wiem. Śmiem nawet w to wątpić. A może? Teraz jednak grunt to zarobić i pchać bidę dalej. Byle wytrzymać, byle przepchać. Wprawdzie Niemcy podają, że angielskie wojska są już w Rosji, ale nie zmienia to w niczym faktu, że wojna potrwa jeszcze długo i że zadaniem naszym jest teraz walczyć wszystkimi siłami o utrzymanie życia. Najbliższy cel — przezwyciężenie zimy. Pewny bowiem jestem, że czeka nas jeszcze wspaniałe, promienne życie.