Nic o tym? To o czym? Przecież nie zauważył, że się za nim szwendaDm. Wtedy miałby pretensje do mnie. nie do siebie. A może nie miałby pretensji. Czerwony po uszy gapił się na mnie jak ciele na malowane wrota. Z tą tylko różnicą, że jeszcze nie widziałam wrót z moimi nogami. A właśnie one przyciągały jego wzrok. Dobra nasza! Reakcje ma w porządku.
— Byłem natrętny, łaziłem za tobą!
— Ty???? — Tym razem ja przeistoczyłam się w dziecię krowy.
— A jeszcze ktoś łaził? Nie dziwię się, ale nie zauważyłem. Wiesz — wymamrotał tak niewyraźnie, że ledwo mogłam go usłyszeć — bardzo chciałem cię poznać. Robiłem, co mogłem... Przepraszam.
O rany! Ktoś tu zwariował. Jeżeli te jego paniczne ucieczki były próbą nawiązania znajomości, w dodatku natrętną, to ja jestem afrykańską królową. Cóż, Władek powiada, że punkt widzenia równa się punktowi siedzenia. Ma rację, chociaż fizyk mało mnie nie zadusił, gdy próbowałam sprzedać mu tę wiedzę jako jedno z praw optyki. Zostawmy jednak optykę w spokoju i kujmy żelazo, póki gorące.
— Ja cię zauważyłam i... — pokryłam się panieńskim rumieńcem, co przyszło mi bez trudu zważywszy, że w środku bulgotałam ze śmiechu — bardzo chciałam cię
poznać...
— To czemu mnie jakoś nie ośmieliłaś?
— Czemu? — zatkało mnie po raz nie wiem który dzisiejszego wieczoru. Nie ośmieliłam go. A niby co robiłam przez cztery dni? Gdybym mogła przypuścić, że najskuteczniej ośmielą go gwałciciele, od razu poprosiłabym moich kumpli o małą inscenizację. Coś jednak muszę mu odpowiedzieć.
—Wstydziłam się... — to był genialny pomysł. Poruszyłam go.
— To ty też jesteś nieśmiała?
— Jeszcze jak! — dobrze, że już w dzieciństwie przekonałam się, że jednak nos wcale nie wydłuża się od kłamstwa. Ja i nieśmiałość? Zwłaszcza przy moich planach zawodowych... Zresztą troszkę więcej kłamstwa nie
może zaszkodzić. — Ty musisz bardzo onieśmielać dziewczyny?
— Dlaczego? — rozdziawiłby z pewnością paszczę, •rdvhv mamusia mu nie powtarzała, że to bardzo nieełc-gancko wygląda.
— Bo j.sies taki... — jaki psiakrew? Co main wymyśl eć. Jeśli powiem ładny — nie uwierzy. Ma chyba przecież jakieś lustro. Chłopy są próżne, ale chyba nie do tego stopnia. Odważny? To byłaby nawet prawda, ale skąd dziewczyny mają niby wiedzieć, że on jest odważny. Każdej chyba nie ratuje od gwałcicieli. Skąd by ich brał? Zatrudniał na etacie, czy jak? Mam, już wiem. To musi chwycić:... taki inny...
— Inny?
— No inny niż inni — wyjaśniłam przystępnie.
Myślę, że spodobało mu się. Każdy chce być inny,
zwłaszcza jak jest absolutnie nijaki. I tak trafiliśmy pod mój dom. Zapatrzony we mnie, nie zauważył, że weszli-smy do klatki. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Uff! Całować to on się, biedak, nie umie. Udzielałam mu bardzo przystępnej lekcji, gdy nagle wyszarpnął się z moich objęć. Znowu jakaś obsesja?
— Ja nie chciałbym wykorzystywać sytuacji!
Dobry sobie. Ja natomiast marzę o tym, żeby wykorzystać sytuację. I zrobię to! Nie będzie mi przeszkadzał żaden nieśmiały pętak. Odwróciłam się gwałtownie do ściany udając szloch.
— Co się stało? Czy ja cie obraziłem?
— Nie, to ja się obraziłam. Nie podobam ci się, auuu-uuu — ryczałam jak postrzelona słonica.
— Ale skądże?! Zupełnie, to znaczy bardzo. Okropnie mi się podobasz. Jesteś taka, no śliczna...
— Naprawdę?
— Naprawdę!
— Udowodnij!
— Jak?