Otaczała go bezgraniczna cisza. Nie. w i«j. minucie.
kiedy 2acznie się dusić, nie wyjmie po prostu pistoletu i
nie zastrzeli się. Żywym nie będzie wszystko jedno, jak
zginął Zwłaszcza przyjaciołom — kiedy znaleziono by
go z dziurą w sercu. Przykład mloduszności? Nie, to nie to... Po prostu człowiek ma obowiązek walczyć do ostatniego oddechu. Tak jak walczy trawa, jak walczą bakterie. Szansa przetrwania człowieczeństwa zależy od każdego z nas — po. prostu...
Teraz szedł i myślał o przyjaciołach, o tych, których kochał, o tym, co zrobił i czego nie zrobił. Wiele spośród tego, co kiedyś wydawało się ważne, straciło teraz jakiekolwiek znaczenie. Sława, wiedza, sukces — nie, one nie stanowią dla człowieka oparcia, kiedy przychodzi śmierć. Przed nią i po niej żyje człowiek jedynie dobrem. które dal ludziom. Jedynie przyjaźń, wdzięczność i miłość mogą podtrzymać i uspokoić, kiedy nadchodzi czas rachunku sumienia.:. Szczególnie miłość.
Teraz, gdyby mógł żyć od nowa, żyłby inaczej!
Za późno.
Fobos zaszedł. Zadął wiaterek — już przedjutrzenny. To znaczy, że doczeka jutra. Z jakiejś przyczyny próg-nął, żeby to się stało w świetle Słońca.
W tym momencie z regulatora ciśnienia powietrza dobiegło trzykrotne pstryknięcie.
Zmartwiał. Sygnał. Sygnał uprzedzający, że tlen skończy się za dziesięć minut. Koniec.
Drętwiejące nogi same poniosły go w stronę pobielałego od szronu głazu. Niebo na horyzoncie nieco zbladło, ale do wschodu Słońca było jeszcze daleko.
A gdyby tak wyłączyć ogrzewanie i zamarznąć? Mówią, że to bardzo podobne do snu.
I nagle nieprawdopodobnie, po zwierzęcemu zapragnął żyć! Nie zdążył przecież, nie dopracował jeszcze, nie poprawił, nie dokochał! Nie mógł tak po prostu — umrzeć!!!
Zerwał się. Dusiło Jakby do twarzy ktoś z całej siły przycisnął maskę. Mimo wszystko ruszył Płuca wżdy-mały sit; i opadały — częściej, coraz częściej — parałiżo-wal-je ból, gardło zaciskało rzężenie, padał na kolana i mimo to pełznął dalej. I kiedy zanikła świadomość, a ciało zawinęło się w konwulsjach, zerwał hełm i zachłysnął się marsjańskim wiatrem, jak tonący zachłystuje się wodą...
W płucach poczuł chłód, ból ostatnim wybuchem poraził mózg — i wszystko zgasło.
Zgasło, by znów zabłysnąć. Oclcnął się, minęły skurcze skręcające płuca i ujrzał przed sobą coś czerwonego, rozkołysanego.
Z nieprawdopodobnym wysiłkiem uniósł głowę. Dyło już jasno. A on pełznął! Oddychał marsjańskim powietrzem! Jego organizm nie był taki jak wszystkie — przeżył!
Nawet sobie tego nie uświadomił. Czołgał się dalej. Pełznął wściekle, uparcie, nie rozumem sie już kierując, a instynktem, do przodu, wciąż do przodu, tam — do
ludzi.
*
Opowiadanie to napisał radziecki geolog i geochemik, urodzony w 1933. Zamieszczone zostało w zbiorku „Nocz Kontrabandoj" (1971). Podajemy te dane, aby ułatwić odgadnięcie tytułu (zmieniliśmy go!) oraz imienia i nazwiska Autora. Wśród miłośników sciencie-fiction, którzy odpowiedzą prawidłowo rozlosujemy . pięć premii po 100.000. zł każda. Odpowiedzi należy nadsyłać do 20 lutego z dopiskiem na kopercie: Quiz z CZYTADEŁ. Adres; „NAJA-pross“ Qft-!)<!7 Warszawa 86, box 111.
W numerze 2 CZYTADEŁ — POCKET BOOK zamieściliśmy opowiadanie „Szczęśliwy dzień w roku 2381“ Roberta SLłvc-rberga. Za prawidłowe rozwiązanie tego Quizu — s-f pięć premii po 100.000 zł każda otrzymali: Lech RUTKOWSKI z Ostrowca, Piotr RODZIEWICZ z Węgorzewa. Jacek KUŚNIERZ z Krakowa, Kazimierz WALCZAK z Łodzi i Zofia RUTKOWSKA z Zar.