— Moje zasługi są raczej znikome! Nie zasłużyłam aa pocałunki. Ale czy może mnie pan tylko przytulie i pogłaskać, jak kotkę?
Usiadła mu na kołnach i wtuliła twarz pod jego poli-e.’ ‘k. Przytulił, jak chciała. 1 usłyszał jej szept:
Czerni.: pańska żona nic przyszła pod prysznic?
— Poszła z Zenkiem na spacer.
— A co by powiedziała, widząc nasze figle?
— Nic złego, możesz być pewna!
Jego prymuska była więc ciekawska! Inne dziewczęta nic przejmowały się absencją Mirki. Tylko ta Tereska.
Czy nie było to złośliwe? Cóż, taka to z niej była spryciara, niby spokojna myszka, ale... 1
— Ja też bym chciała, ale lubię tylko na leżąco! — zadudnił potężny bas Aldony.
Pierwsza zareagowała Basia. Rozłożyła swój ręcznik na stole. W jej ślady poszły inne i błyskawicznie zrobiły łoże. Marcin położył się na wznak i zrobił miejsce dla Aldony. Położyła się na boku i zaczęli się całować. Któ- I
raś z dziewcząt wpadła na pomysł, aby zgasić światło — zostawiła tylko jedną żarówkę. Poczuł nagle na swojej męskości stertę włosów. To Edytka znów dobrała się do jego męskości. Bardzo delikatnie całowała, wciąż sterczącego członka.
Dziewczęta kładły się koło niego po kolei. Stasia, ta ze wsi, zupełnie nie potrafiła się całować. Emilka była niezła. Chorobliwie nieśmiała Justynka, zamknęła oczy kładąc się koło niego — nie zdobyła się na odwzajemnienie pocałunków, nie odważyła się na żadną aktywność. EIce chyba psuły się zęby, bo miała bardzo nieprzyjemny oddech. Wszystkie popieścił. Gdy wracali już do namiotów, zbliżyła się do niego Edytka: <
— Mówił pan, że przyjdzie do namiotu, opowiedzieć |
bajkę! Proszę zacząć od mojego. Bardzo proszę! c
— A kto śpi z tobą? — spytał Marcin. |
ł — Justynka! Ona się zgodziła — szybko dodała. — %
i ■i Jest taka nieśmiała tylko przy ludziach. Ale ona kochała j
— Nic. nie przyjdę <kr was. To wy odjedzcie mnie za
kilka minut. Dobrze?
*
Barcin i Mirka byli jednak dobranym małżeństwem.
Potwierdziło się to również wtedy, gdy jego żona wyznała mu, że od pewnego czasu podniecają ją tytko młodzi chłopcy. W lipcu. na płazy naturystycznej w Łebie poznali Zenka, który stracił „dziewictwo" właśnie z Mirką. Młodzieńcowi bardzo podobało się ciupcianie, a i Mirka była zachwycona! Tenże Zenek miał dołączyć do ich wędrownego obozu.
Szykowali się w pośpiechu. Marcin spakował duży namiot. Mirka kompletowała ciuchy. Jednak myślami wybiegła w przyszłość:
— Jestem ciekawa, czy Zenka nie będą nęciły te twoje młodziutkie uczennice? Wtedy mnie zostawi.-
— Ależ, on jest tobą oczarowany! Ale dla pewności
nastrasz go, że zadawanie się z nastolatkami może spowodować, że zostanie ojcem.
— Jeśli Zenek przyjedzie — dodała po chwili — to nasz namiot ty będziesz miał do swojej dyspozycji. Ja przeniosę się do niego.
— Dobrze! i— powiedział i pomyślał, że żoneczka chce pilnować chłopaczka nawet w nocy.
— Chyba będzie ci to na rękę? Będziesz mógł poświn-tuszyć sobie z dzierlatkami.
— Jeśli będzie odpowiedni nastrój, to chętnie popie-szczę swoje byle uczennice.
Ten wędrowny obóz, to było takie nieoficjalne pożegnanie się z budą. W liceum ekonomicznym uczyły się prawie wyłącznie dziewczęta. Kilku „rodzynków" nie dato się namówić na pieszą wędrówkę przez Polskę. No więc dziewuchy postanowiły, że wystarczą im spodnie na nogach pana profesora, który był przez cztery lata ich wychowawcą. Dowcipkowały, że go uwiodą. Na to Marcin zaproponował, że dla przyzwoitości zabierze ze sobą żonę. Zgodziły się bez protestów. Tak naprawdę to