kopić aktualną książkę telefoniczną. Popatrzono aa
niego jak na wariata. Znalazła się jednak jakaś litościwa
dusza i poradziła, żeby z książki skorzystał ta, na tłoczcie. Pokazała mu nawet, gdzie ją może znaleźć. Leżała na wskazanym miejscu przytwierdzona łańcuchem do
wysokiego stolika. Rozejrzał się za czymś do pisania.
Przy innym stoliku zauważył długopis na długiej, plastykowej lince. Roześmiał się. Roześmiał się po raz pierwszy od ośmiu lat—
Wyszedł z poczty. Znalazł kiosk „Ri hu“. Kupił zeszyt i długopis. Wróci! do książki. Skrupulatnie spisał wszystkie sklepy „Fotooptyki" — ich ..dresy i telefo-
ny
Zadowolony z sukcesu ruszył w kierunku parku. Na ..swojej** ławce postanowił pomyśleć o przyszłości i ustalić plan kolejnych posunięć. Obecnie największym problemem wydal mu się brak telefonu w mieszkaniu. Skąd będzie dzwonił do sklepów'? Automat zainstalowany na kh^ce schodowej byl do tego stopnia rozmównicą publiczną, że korzystając z niego, trudno się było ustrzec od ciekawskich uszu i natarczywych spojrzeń. Czekający w kolejce nawet nic udawali dyskretnych.
Doszedł do ławki i zauważył pozostawioną na niej książkę. Wziął ją W rękę i zaczął obracać na u.-zystkie strony. Była to powieść Patricka White „Węzeł". Na wewnętrznej stronie okładki widniał niewyraźny stempel biblioteki publicznej. Przerzucił kilka kartek, szukając przejrzystej pieczątki, która stałaby się wskazówką, gdzie ma zgubę odnieść. Niestety wszystkie były stawiane tak niechlujni'.', że niczego się nie dowie.wiał. Natomiast wyrywkowo przeczytał kilka fragmentów i zainteresowany fabułą zdecydował, że książkę ~ * krze do domu. I tak właśnie zrobił. Usiadł wygodnie v. . atolu 'i zaczął czytać od pierwszego zdania. Pó sic;! ir- sięciu minutach natrafił na taki ustęp:
..Waldo uległ pokusie i przeszedł ur.r . Irenę drogi. Co go skusiło, sam nigdy nie wiedział na _ no. Było bardzo ciemno. O tej późnej porze, gdy Ii:';L :,zczą, a gałązki trzeszczą tak wymownie, Waldo • . .-a!, jak
pod jego stofzarm zaćlirzęściła stłuczona doniczka. Ale
Korciło go, żeby pójść dalej. Serce biło mu głośno w piersi
Torbacz w trawie powtarzał swoje „trr, tir**. Nic dziw-
a ego, że wśród ciemności przyciągał Wal da prostokąt -wiatla. Nie mógł się temu oprzeć. Pani Poułter taka
zwykle rumiana, wydala mu się woskowo binda w żółtym świetle lampy. Piersi jak dwa złociste budynie poruszały się łagodnie. Pani Poulter schylona nad białą porcelanową miednicą myła się pod pachami. Flanelowa rękawica, którą co chwila odkładała na brzeg miednicy, ozdobiony deseniem w kształcie kapuścianych liści, ociekała leniwie wodą. Pani Poulter zanurzyła ramiona w wodzie i Waldo widział, jak czarne sprężyste włosy, przedtem wymykające się z odsłoniętego wgłębienia pachy, przylgnęły teraz do woskowożółtego ciała.Widział też, jak strumień wody obmywał tajemne miejsca między jej udami.
Nigdy w życiu nie czuł się bardziej winowajcą, ale poczucie winy czasem paraliżuje; nie ruszyłby się stąd, nawet gdyby do niego strzelano. Zresztą nie mógł teraz odejść, bo właśnie drzwi się otwarły i do sypialni wszedł Kill Poulter. Jego żona rozchyliła wargi, jakby powiedziała: Oooo! i upuściła flanelową rękawicę do wnętrza białej porcelanowej kapusty. Pani Poulter najwidoczniej także czuła się winna grzechu przeciw nakazom wstydli-woścL Jej palce niemal rozsuwały pajęczą zasłonę, usiłując ratować skromność, i naprawdę im się to udało, bo brodawki piersi jakby zdziwione wyglądały sponad jej pełnych dobrej woli rąk. Bill Poulter tymczasem posuwał się w głąb pokoju, w krąg blasku lapnpy. Waldo nigdy nie widział go mniej wychudzonego i posępnego niż wtedy. Bill Poulter zapragnął w tej chwili pewnie czegoś nieoczekiwanego, bo szeroki uśmiech zjawi! się na jego nie nawykłej do uśmiechania się twarzy.
Potem ciemności wchłonęły sypialnię. Czy to radość? Czy radość pani Poulter. W każdym razie w tym miejscu. gdzie ona prz*:d chwilą stała, ciemności zdawały się zagęszczone i puszyste. Coś brzękło, prawdopodobnie pasek Bilła Poultera uderzył o kant żelaznego łóżka,