biegłam prosto do puzzli i zajęłam się ich układaniem. In dzieci płakały, ale one nie przechodziły .przystosowywała Dawałam sobie radę. W moich aktach napisano, że jesa
Poczucie porzucenia wracało jednak nawet jedenaści® później, gdy każdego dnia zostawałam na oddziale. Odia psychiatryczny jest złym miejscem: zapach jest zły, ścijj są złe, jedzenie jest złe, powietrze jest zle. Złe w bardzo pij stawowym, pierwotnym, wręcz zwierzęcym sensie. To tu sce doprowadzało mnie do szalu, czułam, jak groza sączy] ze ścian i z dywanów. Nie wiedziałam jednak, czy czujj bardziej ja. bardziej Małpa, czy może my obie po równo.
Wróciłam do części mieszkalnej oddziału, gdzie zwykłej ogłupiającej ciszy ze świetlicy dochodziła pulsuj! rytmem muzyka. Wtedy nie znałam tej piosenki, ale pd dowiedziałam się, że to Wfestlife Whai you're lookingl
zbyt boysbandowi, zbyt popowi i sztuczni, ale pomyślał że akurat ta piosenka jest w porządku. Przynajmniej wnl tu odrobinę życia, przerwała ciszę. Dźwięki muzyki spn ly, że funkcja „pokoju społeczności* stała się trochę bani wiarygodna, a świetlica mogła nareszcie być miejscem i tkania jakiejś „społeczności".
Dlatego to, co zobaczyłam po wejściu do środka, tak li rsze sceny to normalka w psychiatryku.
80 Nadal nie lubię Westlife, ale do dziś, gdy słyszę tę piosenkę. Izy napływają mi do oczu i widzę Bethany. Bethany, któ-raśobie na coś takiego nie zasłużyła. Przeszłam przyspieszony kurs wiedzy o życiu.
Stanęłam obok niej ogłupiała i zapytałam:
K _ Chcesz, żebym sobie poszła!
Potrząsnęła głową, więc usiadłam i przyłączyłam się do słuchania płyty.
- Ładna piosenka - powiedziałam, gdy się skończyła. Skinęła na potwierdzenie i łzawo się uśmiechnęła. Zostałam jeszcze trochę, na wypadek gdyby chciała ze mną porozmawiać, ale milczała, a ja nie potrafiłam wymyślić nic mądrego, więc W końcu, zawstydzona, coś lam wymamrotałam i wyszłam. Może powinnam posiedzieć z nią dłużej! Być może mnie potrzebowała. Albo może było jej na rękę, że wyszłam, bo i tak była samotna. A może w ogóle nie miało to dla niej żadnego znaczenia! Problem Berhany był chyba poważniejszy i groźniejszy niż mój i to otworzyło mi oczy. Dotarło do mnie, że nie jestem jedynym dzieciakiem na świecie, który ma problemy. Zastanawiałam się, co takiego wydarzyło się w jej życiu, że to sobie robiła, i dlaczego brata winę na siebie.
Bethany leżała na kanapie i, zalana łzami, słuchała mil ki. Na jej rękach zobaczyłam nowe białe bandaże ze świ mi plamami krwi. Znowu się pocięła.
Zamarłam z przerażenia. Nie mogłam w to uwiet „Dlaczego! Dlaczego!". Szukałam gorączkowo jakiegoś wodu, jednak na próżno, przecież Bethany trafiła na odd p o n i e w a ż się okaleczała. Ironia polegała na tym, że i od wielu miesięcy karałam samą siebie, nie potrafiłam zl mieć. czemu ona miałaby sobie robić krzywdę. Byłam ii