POWRÓT CARA-WYZWOLICIELA
Widziałem, jak cesarz runął do przodu, pochylając się na prawy bok, a za nim, ale bardziej na prawo od niego, upadł oficer z białymi naramiennikami. Oficer ten chciał szybko wstać, ale tylko nieco się uniósłszy, podczołgał do cesarza i jął się wpatrywać w jego twarz. (Relacja świadka)
Oficerem z białymi naramiennikami był Dworżycki.
Ogłuszył mnie nowy wybuch, byłem poparzony, ranny i obalony na ziemię. Nagle, poprzez dym i śnieżną mgłę usłyszałem słaby głos Jego Cesarskiej Mości - „Pomóż!" Zebrawszy resztkę sił, zerwałem się na nogi i rzuciłem ku cesarzowi. Jego Cesarska Mość na wpół siedział, na wpół leżał, oparty na prawym łokciu. Sądząc, że cesarz jest tylko ciężko ranny, uniosłem go, ale cesarz miał mocno pogruchotane nogi, i krew się obficie z nich lała. (Dworżycki)
Na chodniku i na jezdni leżało dwudziestu ludzi, lżej lub ciężej rannych. Niektórym udawało się wstać, niektórzy czołgali się, inni czynili rozpaczliwe wysiłki, by wydostać się spod tych, którzy ich przygnietli padając. Wśród śniegu, śmieci i krwi widać było resztki poszarpanej odzieży, epolety, szable i zakrwawione kawałki ludzkiego ciała.
Z głowy cara spadła czapka; poszarpany w strzępy szynel zsunął się z ramion; pogruchotane nogi były obnażone i lała się z nich krew strumieniami; na bladej twarzy - ślady krwi i siniaki... Cesarz słabym głosem powtarzał: „Zimno, zimno..." Niezliczone rany widniały na twarzy i głowie. Jedno oko miał zamknięte, drugim patrzył przed siebie bez żadnego wyrazu.
Niedaleko od cara w kałuży krwi umierał zamachowiec Hryniewiecki.
Wybuch był tak silny, że na latarni gazowej wszystkie szybki poznikały, a sam słup latarni był wygięty. (Relacja świadka)
Wokół samowładcy Wszechrosji, umierającego na zakrwawionej ulicy pośród brudnego śniegu, strzępków odzieży, zgromadził się tłum. Pojawili się junkrzy ze Szkoły Pawłowskiej, przechodnie, policjanci, ocalali kozacy. Chwiejąc się, stał nad nim pułkownik Dworżycki.
Tymczasem w wielkim pośpiechu przyjechał karetą wielki książę Michał Mikołaj ewicz. W Pałacu Michajłowskim usłyszał wybuch i niezwłocznie popędził do miejsca zdarzenia. Wielki książę ukląkł na jezdni...
Usłyszał głos brata:
- Szybciej do domu!
Świadomość opuszczała cara wraz z tryskającą z nóg krwią.
Gdyby cesarza zawieziono do znajdującego się w pobliżu Szpitala Wojskowego, to zdążono by tam zahamować krwotok i, być może, zostałby przy życiu. Ale w panice, nie przewiązawszy ran, zawieziono go do pałacu.
462