światem i ludźmi szły przez „filtr” tego narkotyku, staje przed ogromnym wyzwaniem. Świadomie rezygnuje z tego, co dawało mu poczucie komfortu psychicznego i bezpieczeństwa, niwelowało stresy i napięcia, było niezbędne do życia. Nauczył się szybkiej, wręcz natychmiastowej gratyfikacji potrzeb. Więc skoro podejmuje tak heroiczny wysiłek, spodziewa się i tym razem natychmiastowej nagrody. A tu nagrody nie ma - wręcz przeciwnie. Po wielu latach brania staje bezbronny wobec samego siebie, swoich emocji, swojej nieumiejętności redukcji napięć i niepokoju, swoich problemów, od których ucieka! w narkotyk. Bez narkotyku czuje się psychicznie tak, jakby został wystawiony w piżamie na 30-stopniowy mróz - spotykanie na trzeźwo ze światem jest bolesne.
A na dodatek, jeżeli naprawdę chce przestać brać, musi wyjść z „klimatu”. Wic, że narkotyk jest od niego silniejszy, i że w bezpośredniej z nim konfrontacji przegra. Nie może walczyć, musi stosować uniki. Bardzo szybko okazuje się, że tkwiąc w „klimacie”, zawęzi! swoje zainteresowania i sposób spędzania czasu wyłącznie do narkotyków. Że narkotyk był jedynym tematem rozmów, kluczem do nawiązywania wszelkich kontaktów. Źe to narkotyk bawił się na imprezach, a nie on. Że tak naprawdę oduczył się bycia i rozmawiania z innymi ludźmi, że nie wie, co robić z wolnym czasem.
Nie ma nagrody - jest „ból istnienia”, samotność, pustka i nuda. Coś, co można nazwać „zespołem żałoby po narkotyku”, choć takiego rozpoznania w klasyfikacji chorób (ICD-10) nie znajdziemy.
IW tym etapie wchodzenia w trzeźwość pacjent uczy się sic-e od nowa. Zaczyna zdobywać początkową wiedzę o swoich emocjach - zaczyna je różnicować i nazywać, zamiast ładować do jednego worka pt. „ciśnienie”. Zaczyna dostrzegać swoje własne ograniczenia i ograniczenia w świecie zewnętrznym. Uczy się akceptować fakt, że życie nie jest pozbawione cierpienia. Zaczyna pracować już nie nad tym, żeby powstrzymać się od narkotyku, lecz nad tym, co ma zrobić, by nie przyszło mu do głowy, że może wziąć.
To on musi podjąć wysiłek dokonania tak zasadniczych zmian w swoim życiu. Terapia daje propozycje, jak skutecznie sobie radzić z napięciami i stresami bez narkotyku, pomaga dostrzec, co szwankuje. Ale to pacjent dokonuje wyboru i tak naprawdę 10 sarn znajduje sposób, jak ma się obejść bez środka psychoaktywnego.
Jeżeli pacjent nie wykaże własnej aktywności, jeżeli nie przyswoi sobie i nie wdroży w życic tego, co zostało przepracowane na sesjach terapeutycznych, to nie pomoże mu nawet najlepszy terapeuta.
I jeszcze jedno. Pacjent, który zostawia sobie „furtkę", dopuszcza myśl, że „kiedyś weźmie znów w sposób kontrolowany", prędzej czy później zaprzepaści cały swój wysiłek, Ihj ta „furtka" stanowi dowód, że narkotyk już zwyciężył. Podstawą powodzenia jest decyzja „nigdy nic". Takiej decyzji nikt za chorego nie podejmie. Musi to być jego decyzja, świadoma.
W fazie wchodzenia w trzeźwość, gdy tworzą się fundamenty życia bez narkotyku, często niezbędne jest podtrzymujące leczenie farmakologiczne. Pacjent nie może brać żadnych leków na własną rękę pod żadnym pozorem. Odpowiedni dla pacjenta lek dobiera lekarz psychiatra. O doborze i dawkowaniu leku decydują objawy psychiczne pacjenta, a nie jego „wiedza” o cudownym środku, który pomógł koledze. Szczególnie groźne jest przyjmowanie na własną rękę benzodiazepin i barbituranów, wokół których narósł mit „wspaniałej skuteczności”.
Mamy nadzieję, że zawarte w tej książce informacje o barbituranach i benzodiazepinach skutecznie ten mit rozbiją.
Kolejnym mitem, z którym walczymy w pracy z pacjentem wchodzącym w trzeźwość, jest „browarek", czyli piwo. Młodzież - w dużym stopniu i>od wpływem reklamy „bezalkoholowej" wersji tego napoju - nie widzi w piwie alkoholu, nie uświadamia sobie, że pijąc „browarck”, zastąpiła jeden środek zmieniający świadomość innym.
Stosowane leki mają na celu wspieranie procesu terapii. Nie zastępują narkotyków, natomiast obniżają skutki „zespołu żałoby po narkotyku" - dają szansę na to, że rozchwiana gospodarka neurohormonalna wróci do normy.
W ten etap terapii wpisane są „wpadki” - sytuacje, kiedy pacjent „sobie odpuści” i weźmie, bo skuszą koledzy „z klimatu" lub napięcie emocjonalne sięgnie szczytu. Wtedy właśnie „się weźmie". Ta bezosobowa forma jest charakterystyczna, gdyż u pacjenta - jak gdyby „poza nim** - włącza się mechanizm przymusu. Przegrał w konfrontacji z narkotykiem. Bardzo często w takiej sytuacji nie mówi: „ja wziąłem", „ja miałem wpadkę”,