196 Rozdział 2
tego słowa znaczeniu. Kto z nas nie utożsamiał się z ludźmi poszkodowanymi przez powódź w Sandomierzu? Większość obywateli starała się i w dalszym ciągu to robi, aby pomóc poszkodowanym. Jednak są osoby, które filmując rozpad budynku na skutek obsuwiska ziemnego, śmieją się z cudzego nieszczęścia. Dziennikarze są wszędzie i starają się być na miejscu każdego zdarzenia, tłumacząc się, że ludzie mają prawo do informacji. Jednocześnie tak zapominają się w swej pracy, że filmując nieszczęście człowieka, nie udzielają mu pomocy, tylko „wykonują swą pracę”. Czy tak powinno być? Tak, mamy prawo do informacji, ale ich natłok powoduje pewnego rodzaju znieczulicę. Potrafimy rzeczywiście utożsamiać się z osobami, których dotknęła tragedia, tylko kiedy dotyczy ona nas bezpośrednio lub naszej najbliższej rodziny. Z jednej strony społeczność dziennikarzy szanuje prywatność dziennikarza zamordowanego w Iraku (z małymi wyjątkami), nie eksponując zwłok na widok publiczny, z drugiej bez skrupułów publikują zdjęcia osób pobitych, zabitych, nie pytając ich lub ich najbliższej rodziny o zgodę. Można również posądzić tę grupę zawodową o pewnego rodzaju usługi w stosunku np. do ekipy będącej u władzy. Tak było w przypadku działań odpowiednich służb w domu byłej poseł, gdzie na potrzeby pewnej grupy osób filmowano wszystkie czynności. Dlaczego na filmie nie pokazano samobójstwa posłanki? Dlaczego na miejscu zdarzenia tak szybko znalazły się stacje telewizyjne, nagrywające całe zdarzenie? Kto i w jakim celu je powiadomił? Gorąca informacja zawsze jest potrzebna, bo się najlepiej sprzedaje. Jest o czym mówić i pisać przez wiele dni i miesięcy w przypadku znanej osoby. W większości wydań prasowych, programów informacyjnych radiowych i telewizyjnych pierwszeństwo mają informacje negatywne. Szczególnie te, które mogą mieć wpływ na kształt naszego życia politycznego. Ostatnie wybory prezydenckie były tego dobrym przykładem. Wprawdzie większość wypowiedzi była stonowana, ale niektóre były nie do przyjęcia, ponieważ pokazywały gwałtowne zmiany osobowości kandydata na prezydenta znanego jako antykomunista, który z dnia na dzień zmienia się w przyjaciela „komuchów”. Epizodem bardzo przykrym była próba wykorzystania osób poszkodowanych przez powódź do rozgrywek politycznych. Nasuwa się następne pytanie. Czy etycznym zachowaniem możemy nazwać chodzenie po wałach osoby pełniącej obowiązki Prezydenta RP i jednocześnie jego przeciwników w wyborach? Odpowiedź nie może być jednoznaczna. W przypadku pełniącego obowiązki Prezydenta, jednocześnie kandydata na to stanowisko, pobyt w miejscu tragedii jest całkowicie usprawiedliwiony. Jego obowiązkiem jak każdego odpowiedzialnego, kierującego, dyrektora, właściciela firmy w której nastąpił problem, była obecność na miejscu zdarzenia. W przypadku innych kandydatów, którzy w danym momencie nie posiadali żadnej władzy wykonawczej, można było usłyszeć tylko słowa związane z obietnicami.
Innym negatywnym przykładem osoby, która zlekceważyła swoje obowiązki, jest prezes zarządu BP - firmy, która spowodowała największą katastrofę ekolo-
giczną u wybrzeży Ameryki Północnej. Zamiast udać się na miejsce wycieku, poleciał firmowym samolotem na turniej golfa, bagatelizując w ten sposób samo zdarzenie, jak również śmierć personelu znajdującego się na platformie wydobywczej. Efektem tego zdarzenia jest spadek notowań firmy na giełdzie, ale najprawdopodobniej również wzorem prezesa Exxonu, którego tankowiec rozbił I się o skały walijskie, opisywany prezes straci pracę. Konkluzja jest niestety gorzka, on zarabiając kilka milionów dolarów rocznie poradzi sobie bez pracy. Problem jedynie będzie miało kilka tysięcy jego pracowników, którzy po ewentualnym bankructwie firmy będą mieli kłopoty finansowe.
Obecność na miejscu zdarzenia osoby kierującej jakimś przedsięwzięciem jest częścią składową podejmowania decyzji o pomocy w stosunku do poszkodowanych. Jest częścią procesu decyzyjnego i planistycznego. Czy zatem środowisko dziennikarskie należy przedstawiać tylko w złym świetle i charakteryzować jako czwartą władzę? Nie. Jest wiele przykładów na to, że po informacji opublikowanej przez media osoba, urzędnik zmienia, lub wypracowują decyzję w krótkim okresie czasu. To media, mając olbrzymie możliwości, przekazują nam informacje o tragedii, ale równocześnie podpowiadają, jak można pomóc. To telewizja i radio jako najszybciej docierające do słuchacza przekazały numery kont bankowych organizacji charytatywnych, które realizowały zbiórki pieniędzy i darów w formie materialnej. To media w pierwszej kolejności podają nam numery telefonów, pod którymi dyżurujący przekazują informacje np. o stanie zdrowia poszkodowanych w wypadku drogowym poza granicami kraju.
Należy za tym przyjąć, że media, przekazujące sprawdzone fakty są nam na co dzień potrzebne. Od nich niekiedy zależy życie i zdrowie ludzkie, które dla wszystkich ludzi na świecie powinno być najważniejszym priorytetem. Jak zatem należy odnosić się do dziennikarzy? Co zrobić, aby przedstawiali zdarzenia w formie faktycznie występującego zjawiska, a nie w formie szukania, określenia winnego, którego po paru miesiącach należy przeprosić? Czy forma przeprosin zwykłego obywatela w formie krótkiej notatki na 23. stronie gazety, napisanej najmniejszą czcionką dostępną w drukami, jest satysfakcjonująca dla obu stron? Tylko molochy firmowe mogą sobie pozwolić na wyegzekwowanie przeprosin na pół strony za 91 tys. złotych. Kto za tym jest winny za opublikowanie krzywdzących opinii, refleksji, opisów zdarzeń? Dziennikarze? Nie - w pierwszej kolejności MY. Pod tym pojęciem należy podpisać osoby odpowiedzialne za kontakt z dziennikarzami w imieniu firmy, Wydziału Zarządzania Kryzysowego czy Centrum Zarządzania Kryzysowego, które są odpowiedzialne za neutralizację negatywnego zjawiska. Niekiedy MY staramy się przypodobać mediom, niekiedy powiemy coś pochopnie, czego potem żałujemy. Na spotkanie z mediami, tak jak to czynią strony podpisujące najważniejszą w swym życiu umowę, trzeba się przygotować.
Po zakończeniu akcji ratunkowej na terenie Targów Katowickich jedna ze studentek kierunku zarządzanie kryzysowego chciała wesprzeć swą pracę licen-