bok wszystkiego, co zmienne i rzeczywiste w potocznym tego słowa znaczeniu.
Ponieważ interesuje nas tutaj wyłącznie schemat rozumowania, możemy spokojnie pominąć tę interesującą skądinąd okoliczność, że ów wieczysty ideał zadziwiająco przypominał nader konkretne ustroje kastowe znane w ówczesnym świecie. Ważne jest tu dla nas wyłącznie wskazanie możliwości przedstawienia zasad społeczeństwa doskonałego w całkowitej abstrakcji od „świata zjawisk”, który służy co najwyżej za kontrastujące zło. Zamiast mówić „w dobrym społeczeństwie było, jest lub będzie tak a tak”, mówi" się UitńjL^gdyby-społeczeństwo było dobre, byłoby tak _a_tak!\ Nie opisuje się, jak wygląda ludzkie szczęście, lecz odpowiada się na pytanie, jakie są wymogi wiecznej sprawiedliwości. Może to oznaczać wykluczenie jakiejkolwiek możliwości szczęścia na tej ziemi, ale bynajmniej nie musi.
Wybitny znawca antyku, Werner Jaeger, tak oto kreśli historyczne podłoże Platońskiej idei sprawiedliwości: „[...] przekonanie, że wszyscy obywatele podlegają powszechnie~obowiązującemu prawu było [...] drogowskazem umożliwiającym wyjście z chaosu wiekowych ~ walk-partyjnych rale~tez77ak wykazały póź-niejsze~dóświaćlczenia, kryło”w^obie“poważne kompli-kacje“Prawo,"które;zrazirwyobrazano sobie~jako mające trwać bardzo długo', 'jeżeli-nie-wiecznie,“Pokazało się niebawenTEzymś- niewystarczającymr co-wymagało poprawek'bądź uzupełnień.-Okazało się też; że wszyst-ko zależało od tego, w czyim ręku spoczywało dalsze kształtowanie prawa w państwie. Obojętne, czy była to tylko niewielka grupa ludzi bogatych, czy masy ludowe, czy jednostka posiadająca pełnię władzy, wydawało się rzeczą nie do uniknięcia, iż ten, kto w danej
chwili jest przy władzy, będzie zmieniał prawodawstwo po swojej myśli, to znaczy stosownie do swoich interesów. Rozbieżność norm prawnych obowiązujących w poszczególnych państwach dowodziła, jak względne jest pojęcie prawa w ogóle. A jeśli chciało się tę chwiejną rozmaitość sprowadzić do jednego wspólnego mianownika, to na pozór znaleźć go można było tylko w mało pocieszającej formule, że obowiązujące prawo jest wszędzie wyrazem życzeń i interesów najsilniejszej w danej chwili partii. W ten sposób prawo stawałoby się po prostu funkcją władzy, a ta nie opierałaby się na żadnej zasadzie moralnej. A skoro sprawiedliwość miałaby być równoznaczna z tym, co przynosi korzyść silniejszemu, to wszelkie dążenia ludzkie do urzeczywistnienia jakiegoś wyższego ideału prawa okazywałyby się tylko łudzeniem samego siebie; a porządek prawny w państwie, mający być realizacją tego ideału, stawałby się tylko zasłoną, poza którą kryłaby się w rzeczywistości bezwzględna walka interesów. Niejeden spośród sofistów i wielu mężów stanu owej epoki nie cofnęło się w rzeczy samej przed wyciągnięciem takich konsekwencji [...]”2.
Można mieć, oczywiście, wątpliwości co do słuszności takiego wyniesienia Platona ponad walki partyjne, niemniej jednak sama sytuacja rysuje się w tym wywodzie bardzo wyraziście.
Oto mamy do czynienia z kryzysem tego, co teore-tycy..późniejsLnazwaluprawem^nozvtvwnym. Podej mować na gruncie tego,prawa budowęustrojujdeąlne-go, tó. wkraczaćma drogę .wiodącą po błędnym kole. Można w takiej sytuacji oglądać się tęsknie w przeszłość kiTwspólnotom nie rozdzieranym jeszcze przez,
- W. Jaegcr. Paideia. Warszawa 1964. t. II. s. 250-251.
115