nia, takich jak sprawdzanie teorii przez „przewi- j dywanie” wyników przyszłych obserwacji i póź- j niejsze ich potwierdzanie. Definicja ta docenia wa- | gę myślenia spekulatywnego, jeżeli znajduje ono 1 potwierdzenie w faktach. Nie zgłasza żadnych za- | strzeżeń metafizycznych w stosunku do przedmiotu nauki, żądając jedynie, aby nauka zajmowała się | tym, co obserwowalne i podlegające logicznemu | wnioskowaniu. I
Jednakże próba udowodnienia, że powyższe zasa- j dy są logicznie niepodważalne, nie została, jak się , §
wydaje, uwieńczona powodzeniem. Program, który możemy określić jako pozytywistyczny i który zdaniom odpowiadającym powyższym kryteriom przydałby etykiety „prawdziwych”, ma wprawdzie swoje walory, lecz nie jest całkowicie przekonujący. Wielu filozofów doszło już dziś ze smutkiem do wniosku, że nie ma sposobu ostatecznego wyeliminowania wszelkich śladów wątpliwości z tego, co naukowcy nazywają wiedzą.
I chociaż naukowcy byliby prawdopodobnie gotowi uznać powyższe zasady za swoją regułę zakon- j ną i jedyny bezpieczny fundament, na którym opie- | rać mogą swoje odkrycia, to jednak w praktyce nie zawsze się do nich stosują. Często mamy do czynienia ze skomplikowanymi, poprawnymi teoriami, które w rzeczywistości oparte są na bardzo nielicz- ' nych obserwacjach. Jest na przykład rzeczą zdu- I miewającą, jak długie i skomplikowane łańcuchy 1 wnioskowań spotkać można w fizyce cząstek ele- | mentarnych. Kilka trzasków miesięcznie w ogromnym zespole szklanych rurek, pól magnetycznych, .i cieczy scyntylujących i obwodów elektronicznych staje się nową „cząstką”, która z kolei wywołuje ś; lawinę rozpraw teoretycznych i pomysłowych in- ; terpretacji. Nie twierdzę bynajmniej, że fizycy po- 1 stępują niewłaściwie; ale nikt nie może powiedzieć, że entuzjastyczne przyjęcie odkrycia i zaliczenie go do kanonu naukowego następuje dopiero po dokładnym sprawdzeniu za pomocą niezliczonej, ilości eksperymentów wszystkich możliwych alternatywnych układów wyjaśnień. Wiara i zaufanie do osobistego doświadczenia oraz autorytetu intelektualnego odgrywają rolę o wiele większą, niż zezwala oficjalna doktryna.
Mówiąc po prostu, schemat logiczno-indukcyjny pozostawia zbyt mało miejsca na autentyczną naukową pomyłkę. Jest zbyt czarno-biały. Doświadczenie, zarówno doświadczenie osobiste poszczególnych naukowców, jak i ujęte historycznie, wskazuje, iż dochodzimy tylko do cząstkowych, niepełnych prawd; nigdy nie osiągamy precyzji i ostatecznej pewności, jakiej podana definicja zdaje się domagać. A zatem nic z tego, co robimy w laboratorium i w pracowni, nie jest „naprawdę” naukowe, jakkolwiek rzetelnie dążylibyśmy do ideału. Oczywiście byłoby przesadą odrzucić newtonowską dynamikę jako „nienaukową” tylko dlatego, że zaobserwowano i wyliczono, iż rotacja peryhelium Merkurego nie odpowiada przewidywaniom.
Powyższe streszczenie rozmaitych koncepcji nauki nie oddaje oczywiście sprawiedliwości obszernej i subtelnej literaturze przedmiotu. Jeżeli omawiając poszczególne punkty widzenia podkreślałem przede wszystkim zarzuty, jakie można wobec nich zgłosić, to robiłem to jedynie po to, by wykazać, że żadna z definicji nie jest w pełni zadowalająca. Większość pracowników naukowych i większość ludzi w ogóle przyjmuje, w zależności od stopnia swego intelektualnego wyrafinowania, ten lub ów spośród naszkicowanych przeze mnie punktów widzenia — ale czyni to bez większego zaangażowania. Można mieć ogromny zapał do nauki i osiągnąć znakomite sukcesy badawcze nie starając się dać jasnej i pewnej odpowiedzi na pytanie, czym ona w istocie jest. W praktyce wydaje się, że nie,ma to większego znaczenia.
36
37