(jednak pamiętać, że uczniowie nie muszą wcale być tacy, jak to usiłują demonstrować.
Dynamika klasy to różne zmiany — bynajmniej nie zawsze idące w pożądanym kierunku. Są coraz bardziej ugrzecznieni wobec nauczyciela matematyki i nauczycielki łaciny? Co się ich boją. Nie stali się grzeczniejsi, lecz obtudniejsi, bardziej układni. Zgłaszają się do prac zaproponowanych przez dyrektora? Stali się dojrzalsi społecznie, a może wyrachowani, bo wiedzą, że jutro od dyrektora będzie zależałp, czy zgodzi się na urządzenie zabawy tanecznej w szkole. Zewnętrzne demonstracje muszą być odczytywane przez wychowawcę tak, jak na to zasługują. Zbyt wiele rozczarowań przeżywają ci wychowawcy klas, którzy pozory wzięli za rzeczywistość. Ich uczniowie prędko zauważyli, jak naiwnie ich wychowawca interpretuje zgłaszanie się do jakiejś pracy jako dowód aktywności społecznej. Będą się więc zgłaszać, bo on tego oczekuje, a nie dlatego, że ta praca ma dla nich określoną wartość.
Dynamika klasy to \\łięc także stopniowe przystosowanie się do pisanych i niepisanych norm panujących w życiu szkolnym. To także wejście w pewne pozorne formy aktywności, uznanie pewnych fikcji, przyjęcie konwencji. Dopóki byli szczerzy, pytali, po co to i komu potrzebne, oceniano ich krytycznie. Teraz adaptowali się, dali się ugłaskać, nie pytają, tylko pełni rezygnacji robią to, czego od nich oczekują dorośli. Są więc. chwaleni. .Czy nie jest to nieporozumienie? Czy o takie postawy ci chodziło, gdy obejmowałeś funkcję wychowawcy klasy?
Klasa, którą się opiekujesz, zmienia się. Jedne zmiany następują skokowo, pod wpływem gwałtownych wydarzeń, konfliktów czy wzruszają-I: cych przeżyć. Inne następują ewolucyjnie, ale nieuchronnie, bo nie za
trzymasz procesu dorastania twoich podopiecznych. Masz uczucie, że przykładasz rękę do tych zmian, do tej dynamiki. Tak, ale nie decydujesz o niej, bo niezależne od ciebie prawa rozwoju biologicznego, psychicznego, emocjonalnego kierują procesami, których mechanizm jest nazbyt skomplikowany, żeby mógł być sterowany tak prostymi środkami, jak metody i techniki wychowania szkolnego. Ty możesz jedynie naprawić w tym mechanizmie jedną czy drugą śrubkę, podkręcić trochę jakąś sprężynkę, nasłuchiwać, czy coś się nie psuje. Możesz jako wychowawca uczestniczyć w tych dynamicznych zmianach, ale musisz je znać i wiedzieć, czym są spowodowane. Gdzie jest potrzebny impuls wzmacniający, gdzie drobna korekta, gdzie trzeba, nawet brutalnie, zatrzymać rozpędzone kółko. Ty jesteś jednym > z nich — tyle że najbardziej doświadczonym, najwięcej mogącym, silniej-
szyni niż inni. Ty jesteś, żeby chronić ich przed katastrofą, bo znasz zasady przebywania w zróżnicowanym społecznie i moralnie żywiole życia klasowego. Patrzysz na zmiany — dynamikę — w klasie. Coraz lepiej widzisz, kim jesteś ty, wychowawca klasy, i po co jesteś. Powinieneś też coraz lepiej widzieć, kim są oni — ta właśnie twoja klasa.
Co konstytuuje klasę jako zespól?
Wyżej pisałem o zmianach, jakie następują m.in. we wzajemnych stosunkach między uczniami jednej klasy. Tu chcę zwrócić uwagę na zjawisko, które wymyka się zazwyczaj uwadze wychowawców: etap, gdy grupa uczniów w klasie staje się zespołem.
... Znaleźli się w tej jednej sali — tak naprawdę — dość przypadkowo. Są razem, już nazywają się klasą Ib, ale stało się to niezależnie od nich. Nie dobierali się. Są kolegami „z ławy szkolnej”, ale przecież to czysty przypadek, że tu zacznie się owo koleżeństwo. Przypatruj się im, co z tym losowym koleżeństwem będzie dalej się działo.
Z początku — prawie każdy z osobna. Patrzą na siebie, badają się. Kto silniejszy, kto ma tupet, kto niedołęga, która ładna, która dobrze ubrana.
Z początku — pierwsze próby zbliżeń. Ktoś z kimś woli siedzieć razem, nie wie dlaczego, ale jakoś tak czuje, że to właśnie będzie dobry kolega. Ktoś do kogoś przemówił w błahej sprawie i spotkał się z przyjazną reakcją. Albo z wyraźną niechęcią. Pierwsze nici, więzi, podziały. Z początku indywidualne sondaże. Z czasem, jednak dość prędko, sieć tych nici zagęszcza, się, plącze i supła. Sympatie i antypatie stają się silniejsze i głębsze. Wokół jednych gromadzą się koledzy, wokół innych — czasem dotkliwa pustka. Na przerwach nie chodzą już pojedynczo, nawet nie po dwóch czy dwie, ale zbierają się małymi gromadkami. Mówią o czymś obojętnym, ale chętniej w takim towarzystwie niż w innym.
Zauważyłeś, że w dyskusji zabrał glos Grzesiek. Przez cały czas kilku potakiwało mu, a inni słuchali obojętnie lub nawet niechętnie. Zdanie Grześka to zdanie „tamtych”, a nie „tych". Martwisz się: to przecież znak, że klasa nie jest monolitem, że jest rozbita. Czy nie przyszło ci na myśl, że żadna grupa ludzi złożona z kilkudziesięciu osób nie będzie monolitem? Że to najzupełniej naturalne, iż Grzesiek trafia do jednych, a budzi niechęć innych? Przecież to jeszcze etap rzeczywistego dzielenia się klasy na nie-2 Wychowawca i jego klasa