60
ływania się do przez samego siebie wybranych autorytetów i każdy jest sentymentalnie związany ze wspomnieniami swoich przyjemnych przeżyć. Instruktor, który pierwszy rozpoczyna szkolenie żeglarskie często jest tym, który realizuje marzenie kursantów o samodzielnym prowadzeniu jachtu. Bardzo jest mu łatwo, chociażby z powodu braku możliwości merytorycznej oceny przez szkolonych, stać się swoistą "wyrocznią" na długie lata późniejszej praktyki. Naprawdę trudno zaliczyć ilu -żeglarzy, często z wysokimi stopniami machinalnie powiela różne, czasem humorystyczne, błędy swoich pierwszych wykładów ców. Czasem taki "autorytet" upada kiedyś po bezpośredniej ko frontacji. Czasem źle szkolony kursant ma na tyle silną zdolność racjonalnego analizowania, że nie daje się"ogłupić", ale ileż to razy kandydat na wyższy stopień żeglarski czy instruktorski wykonując manewr wbrew zdrowemu rozsądkowi sięga do żelaznego argumentu: robiłem to tyle lat i było dobrze /!/ Dlatego też nauczanie na stopień żeglarza wcale nie jest łal wiejsze od prowadzenia manewrówki "kapitańskiej", tak jak nie jest łatwiejsze nauczanie pierwszoklasisty od' nauczania studenta .
Podstawowa trudność nauczania prowadzenia jachtu żaglowego tkwi w konieczności jednoczesnej realizacji trzech różnych zą dań dydaktycznych to jest: przekazania wiadomości, ukształtowania nawyków i nauczania /lub dokładniej podania pewnych wzorców/ oceny sytuacji i dostosowania do niej własnych działań. Teoria dydaktyki dostarcza receptur jak te zadania realizować osobno, ale jak to robić jednocześnie i co ma stać się nawykiem a co nawykiem być nie powinno ?. Co trzeba bezwzględnie wiedzieć a gdzie trzeba najpierw pomyśleć ?. To są pytania podstawowe, na które należy odpowiedzieć nim zacznie się analizować problemy wykonawcze jak nawyki kształtować, czy też jaką metodą najskuteczniej "wtłoczyć" do głów pewną wiedzą.
Zacznijmy więc od uporządkowania całości wiedzy i umiejętności, które mamy przekazać pod względem podobieństwa metodycznego.
2. Klasyfikacja metodyczna manewrów i ćwiczeń Mimo, że prawdą jest iż nie ma takiej rzeczy, której by nie można nauczyć różnymi metodami i każdy czynny instruktor chcąc nie chcąc samą swoją osobowością ma szansę wzbogacić metodykę nauczania, doświadczenia wielu lat skłaniają do wybrania rozwiązań, które z racji sprawdzenia się w praktyce wydają się być bliskie optymalnych. Proponując poniżej klasyfikację będącą niewiele zmodyfikowaną wersją podziału zawartego w opracowaniu S.Turkettiego z 1960 roku robię to z pełnym przeświadczeniem, że jest to na razie najrozsądniejsza propozycja i oparta o nią metodyka nauczania żeglowania szybko i skutecznie prowadzi do celu. Nie mam jednak podstaw do stwierdzenia, że zawsze i wszędzie będzie to działanie optymalne. Cóż, każda nauka ma prawo się rozwijać. Ale do rzeczy !
Przy poprawnym żeglowaniu pewne czynności muszą być bezwzględnie wykonywane w pewnym sensie "automatycznie" wraz ze zmianą sytuacji /czy też nowych zamiarów/ i nie mogą być poprzedzone jakimkolwiek rozumowaniem. N>uszą stać się nawykiem /niemal odruchem/. Są to: sterowanie /ustalonym kursem "na punkt" czy też według komend/, praca szotami /wybieranie i luzowanie żagli " w ślad za wiatrem"/, połączenie obu poprzednich czynnoś-