PERSWAZJA 201
piwo (po którym zwiększa się akceptacja każdego kandydata „fundatora”), są po-y sztukmistrzów i tym podobne atrakcje. Dookoła rozwieszone są plakaty ze zdję-kandydata z wyraźnie zaznaczonym nazwiskiem, a pod tym - mniejszymi literami jego polityczny program. Nawet jeśli uczestnik rzuci nań okiem, nie będzie go dogłęb-nalizował; to przyjemna atmosfera spowoduje, że następnej niedzieli będzie głoso-na tego kandydata, będąc przekonany, że... jego program jest najlepszy.
faktów
lentarzy
Pamiętam szary listopadowy dzień w 1978 roku, kiedy Polska Agencja Prasowa przekazała wiadomości ze Stanów, które zdążyły już obiec większość świata i zgodnie wstrząsnąć ludźmi w odpowiedzi na horror opisywanej tragedii. Otóż w Gujanie, w Ameryce Południowej, przeszło 900 członków religijnej sekty kierowanej przez charyzmatycznego i przystojnego przywódcę Jima Jonesa, popełniło masowe samobójstwo. Zdjęcia z miejsca tragedii były przerażające i wzbudzały nieodparte przekonanie, że musieli to być nienormalni ludzie, skoro dobrowolnie zażyli truciznę.
Ten pozornie dobrowolny akt śmierci członków amerykańskiej sekty religijnej okazał się niezwykle wyrafinowaną psychologicznie akcją zaaranżowaną przez psychopatycznego Jonesa. Chociaż był on psychopatą, doskonale zaplanował proces całkowitego uzależnienia od siebie członków sekty, a w ostatnich momentach jej istnienia - akcję masowego samobójstwa. Na początku lat siedemdziesiątych Jim Jones nauczał w San Francisco o czymś, co było mieszaniną idei socjalistycznych, braterskiej miłości i etnicznej równości. Robiło to w tym czasie wielu, tak więc jego grupa niczym specjalnym się nie wyróżniała. Ofiarowywał on także pożywienie tym, którzy byli głodni, dach nad głową bezdomnym i wysłuchiwał (niekoniecznie osobiście; miał gwardię swoich „rycerzy") tych, którzy byli zagubieni, poszukiwali sensu życia, rad i wskazań oraz wsparcia. Wkrótce jego religijny i polityczny fanatyzm przekształcił się w megalomanię. Zaczął się uważać za reinkarnację Chrystusa, a w końcu za Boga, i kazał zwracać się do siebie per „Ojcze". Nikt nie ośmielił się kwestionować jego autorytetu.
By wzmocnić swoją władzę, przeniósł się z zebranym „stadem" do odległego miejsca w Gujanie, gdzie za aprobatą władz amerykańskich założył niezależną kolonię, którą określał jako religijną utopię. Nieliczne listy, które wydostały się stąd do rodzin w Stanach, sugerowały, że jest to raczej coś w rodzaju obozu koncentracyjnego, a nie „nieba dla socjalistów". Członkowie sekty byli budzeni nieoczekiwanie w środku nocy, by wysłuchiwać godzinnych nauk „Ojca". Za najmniejsze przekroczenie surowych reguł (na przykład brak uśmiechu na jego widok) stosowane były kary fizyczne. Choć wyżywienie było skąpe (mimo że wszelkie dobra posiadane uprzednio przez członków stały się własnością ekipy
ABCs of the Humań Mind, 1996.