z nim poczucie zagrożenia zachwiało dotychczasową koncepcją życia naszej bohaterki, sprowadzającą się do polegania w pełni na miłości i pieczy wybranego partnera. Megan, choć nadal była matką i żoną, poczuła się nagle samotna i zagrożona. Zaczęła się zastanawiać, komu może teraz zaufać. Kryzys, jaki przeżywała, otworzył jej oczy na to, że właściwie nie miała dotąd własnej tożsamości, była tylko cząstką rodziny, tylko osobą zatroskaną
0 innych. Istotą niepełną i całkowicie zależną od mężczyzny, który tylko w jej marzeniach był niezawodną opoką... Jej dawna wiara, że to mąż zapewni jej szczęście, zmieniła się w przeświadczenie, iż potrafi on ją tylko unieszczęśliwić. Megan uznała, że musi oprzeć się na samej sobie i podjąć osobistą odpowiedzialność za swe szczęście. Zaczęła myśleć o własnych celach i postanowiła połączyć rolę żony i matki z interesującą pracą zawodową. Zamysł ten wkrótce zrealizowała, zyskując poczucie autonomii. Tak więc jej troska o rodzinę została w wyniku przeżytego kryzysu zrównoważona dojrzałą troską o samorealizację także poza małżeństwem.
Sytuacja opisana przez Hancock nie jest, rzecz jasna, jedynym źródłem istotnego dla wielu młodych kobiet zadania rozwojowego, jakie stanowi rewizja nierealistycznych wymagań wobec mężczyzny, zaszczepianych m.in. przez romantyczną wizję miłości, którą M. Plzak (1974) uważa za przyczynę wielu małżeńskich niepowodzeń. Oto przykład takiej rozw-ianej przez życie wizji, wyrażający doświadczenia młodej mężatki, mającej za sobą studia polonistyczne i nastawionej od początku na karierę dwutorową..
„Wiele przykrości i błędów zawdzięczam swemu wychowaniu,, które wpoiło mi fałszywy, egzaltowany, romantyczny obraz życia.
1 miłości. Zawarcie małżeństwa z miłości wydawało mi się wkroczeniem w zupełnie nowy, radosny i twórczy okres życia. Drogo zapłaciłam za tę literacką wizję. Ona to przyczyniła się do tego, że wyszłam za mąż na samym początku studiów. I oto kochający mąż okazał się zwykłym, wcale nie romantycznym człowiekiem, choć jest z zawodu artystą. Nie porzucił dla mnie swych zwykłych zajęć i przyzwyczajeń. Miłość do mnie w niczym go nie przeobraziła, jego własne sprawy nadal były ważniejsze ode-mnie i dziecka, które wkrótce skomplikowało moje studia. Nie byłam świadoma szarości i ciężaru codziennego życia małżeńskiego. I nawet nie podejrzewałam, że tak bardzo będę się nie zgadzać z mężem na temat sposobu wychowywania dziecka” (Pietrasiński 1979, s. 89—90).
Intensywne obcowanie z własnymi dziećmi i wychowywanie ich jest dla kobiety nowym źródłem rozwoju emocjonalnego, poznawczego i społecznego, które zwykle daje jej tu przewagę nad mężczyzną. W ogóle kobieta zda się być w lepszej sytuacji, gdy :idzie o realizację głównego zadania rozwojowego wczesnej dorosłości, jakim jest według E. Eriksona (1968) wchodzenie w intymne, angażujące całą osobowość stosunki z innymi ludźmi. Nie idzie tu tylko o bliskie relacje rodzinne mąż—żona, rodzice—dzieci. Modelem intymności są też stosunki przyjaźni między osobami nie złączonymi pokrewieństwem. Przejawy owych intymnych relacji to obdarzanie drugiej osoby uczuciem, zaufaniem, to zrozumienie, opieka i pomoc. Wchodzi tu w grę nie tyl-;ko umiejętność okazywania własnych uczuć, lecz także podzielania cudzych.
Bliskość, o której mowa, angażuje systemy wartości i przekonania partnerów, stwarza warunki wzajemnego uczenia się i wzbogacania. Niezdolność do rozwoju w sferze intymności — mająca zwykle źródło w niewłaściwym przebiegu wcześniejszych :zadań rozwojowych — prowadzi do wyobcowania jednostki, stanowi jedną z przesłanek izolacji i osamotnienia. W przypadku zawarcia małżeństwa przez niedojrzałą do intymności osobę dochodzi do znanych niepowodzeń we współżyciu, znajdujących wyraz w skargach na oschłość partnera, na brak tak potrzebnego w rodzinie ciepła i empatii.
Czy większa zazwyczaj łatwość żon w osiąganiu emocjonalnego współbrzmienia nie ułatwia im konstruktywnego oddziaływania na rozwój osobowości mężów, gdy jest to potrzebne? Dotykamy tu kwestii arcyważnej. Wiele kobiet podejmuje próby wychowania swego męża z potrzeby i konieczności.1 Nieraz ponoszą klęskę, gdy zadanie przerasta ich siły, a nie zdołają zapewnić sobie fachowej pomocy psychoterapeuty lub kogoś innego. Tak bywa w zmaganiach z alkoholikami, niektórymi przypadkami nerwicy, zaburzeniami charakteru itp. Karen Horney wnikliwie objaśnia trudności zadań tego rodzaju, gdy partner okaże się np. kimś nieludzko wymagającym, a zarazem niezdolnym do obdarzania miłością i najdalszym od zrozumienia skutków i źródeł tej swojej neurotycznej ułomności (Horney 1978). Ale bywa i tak, że sukcesy wychowawcze żony stają się pod pewnymi względami klęską rodziny. Jest tak na przykład, gdy uda się jej w końcu zdominować męża bez reszty, nauczyć go pełnej rezygnacji potulności. Zwycięska matka gotuje tu córkom los heter, służy im bowiem za powielany później bezwiednie (choć są od tego wyjątki) wzór żony. Upośledza też rozwój osobowości synów, bo ojciec „pantoflarz” nie może im służyć za dobry wzór do identyfikacji, jest złym ,/nadawcą” roli mężczyzny (Pospiszyl 1980).
Tak więc żywiołowe docieranie się i wychowywanie wzajemne w rodzinie nie zawsze zapewnia skutki pożądane i jednoznacznie
91
Robią to oczywiście i mężowie, lecz nie będziemy się wgłębiać w tę sprawę oddzielnie. Pewne analogie i różnice narzucą się tu same.