53
bowiem, że wzbogaca ona i ożywia, a tęsknił raczej >
do tego, by być bogatym i żywym, niż aby w spokoju wykuć całość...
Fakt, że Tonio Kroger zakochał się w wesołej Indze Holm, zaszedł w wyprzątniętym salonie kon-sulowej Husteede, na którą owego wieczoru przy-padła kolej urządzenia u siebie lekcji tańców; był to i bowiem kurs prywatny, w którym uczestniczyli tylko członkowie najznakomitszych rodzin i na który dla pobierania lekcyj tańca i dobrego tonu gromadzono się w domach rodzicielskich kolejno. W tym zaś celu przybywał co tydzień osobiście baletmistrz Knaak z Hamburga.
Francois Knaak brzmiało jego miano i co to był za człowiek! „J’ai 1’honneur de me vous representer — mówił — mon nom est Knaak...” *A mówi się to nie podczas ukłonu, tylko gdy się już znów stoi prosto, głosem stłumionym, lecz wyraźnie. Nie co dzień istnieje przymus przedstawiania się po francusku, lecz jeśli się umie uczynić to w tym języku poprawnie i bezbłędnie, uczyni się to tym lepiej po niemiecku.
Jak wspaniale przylegał jedwabny czarny surdut do jego tłustych bioder! Miękkimi fałdami opadały spodnie pana Knaaka na lakierki zdobne w szerokie atłasowe kokardy, a ciemne oczy spoglądały dokoła, znużone szczęściem własnej piękności.
Wszyscy byli przytłoczeni nadmiarem pewności siebie i wytworności tancmistrza. Podchodził — a nikt nie stąpał tak elastycznie, płynnie, kolebiąco, po królewsku, jak on — do pani domu, składał ukłon i czekał, aż poda mu rękę. Gdy ją otrzymał, dziękował cichym głosem, cofał się jak na sprężynie, odwracał się na lewej stopie, odrywał w bok opuszczone palce
J’ai l’honneur... (łamany fr.) — mam zaszczyt przedstawić się... moje nazwisko Knaak...
52 prawej stopy od podłogi i odchodził w podrygach bioder...
Opuszczając towarzystwo należało cofać się ku drzwiom w ukłonach, nie podawać krzesła chwytając je za jedną nogę lub wlokąc za sobą po posadzce, lecz przynosić lekko, trzymając za poręcz i stawiać bez szmeru na ziemi. Nie stało się z rękoma splecionymi na brzuchu, wysuwając język kątem ust; jeśli to jednak ktoś uczynił, pan Knaak miał taki dar naśladowczy, że do końca życia czuło się wstręt do tej postawy...
To był dobry ton... Co do tańca, to pan Knaak posiadał tę sztukę, jeśli to możliwe, w jeszcze bardziej mistrzowskim stopniu. W wyprzątniętym salonie płonęły gazowe światła w żyrandolach, a świece na kominku. Posadzka posypana była talkiem, a niemym półkolem stali elewowie. Za portierami zaś, w przyległym pokoju, siedziały na fotelach matki i ciotki i przyglądały się przez lornetki, jak pan Knaak, w schylonej postawie, trzymając każdą połę tużurka w dwóch palcach, demonstrował elastycznymi nogami poszczególne części mazurka. Gdy jednak zamierzał do cna olśnić publiczność, to wzbijał się nagle i bez żadnej potrzeby ponad posadzkę, wprawiając w powietrzu z zawrotną szybkością nogi w ruch wirowy, jakby trylowa! nimi, po czym stłumionym, lecz wszystko w posadach wstrząsającym bęcnięciem wracał na ziemię...
„Cóż to za niesłychana małpa” — myślał Tonio Kroger w duszy. Jednakże wiedział, że Inga Holm, wesoła Inga, śledzi często z zapamiętałym uśmiechem ruchy pana Knaaka, co nie było jedynym powodem, dla którego ta cała cudownie opanowana cielesność •przejmowała go w gruncie rzeczy jakby pewnym podziwem. Jak spokojnie i niezmącenie patrzyły oczy pana Knaaka. Nie wglądały one aż tam, gdzie wszyst-
*