u JANINA ABHAMOWSKA
świata. Sytuacja ta znajduje odbicie w niektórych wypowie- j dziach programowych, by wymienić nazwiska Coleridge’a, Friedricha Schlegla, Hegla, a przede wszystkim Goethego. Przywołamy tu raz jeszcze jego wielokrotnie cytowane zdania: „Alegoria przekształca zjawisko w pojęcie, pojęcie zaś w obraz, ale tak, że pojęcie ciągle jeszcze powinno być w obraz wpisane i w całości w nim zachowane i powinno się przez ten obraz wyrażać. Symbolika przemienia zjawisko w ideę, ideę w obraz, i to tak, że idea w obrazie zawsze pozostaje działająca i (zarazem) nieosiągalna, i choć wypowiada się ją we wszystkich językach, pozostaje niewysłowiona”3. Dodajmy jeszcze zdanie Hegla o spokrewnionej z porównaniem alegorii. Obie figury pozostają „tworami podrzędnego gatunku, a ich treścią nie może być sam absolut, lecz tylko ograniczony stan lub zdarzenie”4.
Rzecz znamienna, że w polskich dziewiętnastowiecznych podręcznikach i wypowiedziach programowych cała ta dyskusja terminologiczna znajduje nikłe odbicie, a symbol funkcjonuje niejednokrotnie nadal jako synonim alegorii. Nie jest to zresztą ewenement w skali europejskiej; podobnie ujmuje problem na przykład Artur Schopenhauer.
Temperatura sporu wzrasta - także i w Polsce - dopiero na przełomie wieków wraz z nadejściem symbolizmu. Brak tu jednak miejsca na jego szczegółowe charakteryzowanie. Dość powiedzieć, że symbol jako pojęcie kluczowe, znów oparte na określonych przesłankach światopoglądowych, zostaje zdefiniowany w ostrzejszej jeszcze niż u romantyków opozycji do alegorii. Symbol ma naprowadzać na treści niewyrażalne, ciemne i ważne. Jest ekwiwalentem nie do końca świadomych stanów psychicznych, a zarazem zbliża się do tajemniczej, wspólnej istoty życia. Praktyka twórcza, zwłaszcza u słabszych poetów (także malarzy), sprowadza się jednak do two-
rżenia obrazów „dziwnych”, a świeższych o tyle, że jednorazowych lub zaczerpniętych z mniej znanych, legendowych pokładów tradycji północnoeuropejskich (Graal, jednorożec) i orientalnych. W wierszach polskich symbolistów pojawiają się postacie takie jak włócząca się po polach Tetmajerowska Osmętnica, w których nie bez racji dopatrywano się personifikacji blisko spokrewnionych z alegorią, tyle że „nastrojowo” rozmytych.
Ciekawsze, bo na dłużej utrwalone w świadomości teore-tycznoliterackiej, były programowe wypowiedzi wyznawców symbolizmu dotyczące relacji między symbolem i alegorią. Nawiązują one do cytowanej myśli Goethego, że symbol, podobnie jak alegoria, jest zmysłowym odpowiednikiem idei. Różnica leży w stopniu zintegrowania znaczącego i znaczonego, a przede wszystkim w charakterze owej idei, która w wypadku alegorii jest rozumowo uchwytnym pojęciem, podczas gdy symbol próbuje uchwycić niewyrażalne. Alegoria jest racjonalna i oczywista, zdaniem Maeterlincka „ma korzenie w świetle”, jest więc poznawczo jałowa i zbędna w odróżnieniu od rewelatorskich wartości symbolu. „Co to jest właściwie symbol? Odróżnijmy go od porównania i od alegorii” - pisał, nawiązując do Hegla, Tancrede de Visan. I dalej: „Podczas gdy porównanie bierze pod uwagę dwa człony, oddalając je od siebie, symbol łączy je ze sobą ściśle lub — dokładniej - zlewa w jedną całość. Jeśli chodzi o alegorię, jest ona o wiele bardziej zbliżona do porównania niż do symbolu”5. Podobnie wypowiadali się polscy krytycy, na czele z Ignacym Matuszewskim, który pisał: „Alegoria idzie od świata abstrakcyjnego do świata konkretnego, czyli materializuje ideę, symbol chwyta w sposób syntetyczny i intuicyjny ideę i jej obraz. W alegorii widzimy następstwo dwóch żywiołów, czyli analizę, w symbolu jest współczesność, czyli synteza”6.