88
BOŻYDAR L.J. KACZMAREK
Przede wszystkim opis ten przekonuje nas, że zapominanie przyswojonego wcześniej Jj materiału (a przynajmniej pewnych jego partii) stanowi niezbędny warunek prawidło-wego przebiegu myślenia. Dotyczy to przede wszystkim myślenia twórczego. Wspo-mniany opis ukazuje również, iż tak 2wana wizualizacja stanowi bardziej prymitywną formę zapamiętywania od zapisu symbolicznego. Rodzi to pytanie dotyczące rzeczy- Jj wisfej przydatności tak modnych obecnie technik „poszerzania pamięci^ J
Równie pouczające są opisy zamieszczone w zbiorze The Exeeptional Brain [Wy-jątkowy mózg] zredagowanym przez Loraine Obler i Debor Fein (1988). Przedsta- | wiono tu zasady funkcjonowania mózgu ludzi utalentowanych muzycznie, matema- litycznie, plastycznie itd. Dotyczy to wszakże nie tylko ludzi wybitnie uzdolnionych, | lecz także tych, którzy przejawiają specyficzne uzdolnienia w jednej z tych dziedzin, ii mimo ewidentnych zaburzeń. Są to często osoby z niedorozwojem umysłowym, au- jj tyzmem lub niedokształceniem mowy, które z uwagi na ich niezwykłe umiejętności określa się mianem „idiot savant”. J
Rozwinięcie tego typu opisów można znaleźć w pracy wspomnianego już 01ive- }| ra Sacksa (1996). Ukazuje on nie tylko wyjątkowe (a przez to frapujące naukowców/fs przypadki), lecz także osoby z różnego typu upośledzeniami. Podkreśla przy tym, żę najistotniejsze jest stworzenie u osoby niepełnosprawnej poczucia, iż jest ona człowiekiem, a nie przypadkiem chorobowym poddanym zabiegom rewalidacyjnym. Jeżeli pozwolimy takiemu człowiekowi wybrać rodzaj aktywności spośród oferowanych przez zespół terapeutyczny, nie tylko ujawni nieoczekiwane umiejętności, lecz przede wszystkim ukaże się jako osoba zdolna do przeżywania głębokich wzruszeń.
Sacks stwierdza, że klasyczna neurologia, ujęta w karby opacznie pojętej „nauko- ff wości”, uniemożliwia wręcz zrozumienie istoty obserwowanych zaburzeń. Przede wszystkim zaś powoduje, że tak nastawiony neurolog nie widzi chorego człowieka,Ą lecz „przypadek kliniczny”. Dlatego nie dostrzega on lub bagatelizuje objawy, które nie mieszczą się w klasycznym schemacie schorzenia. A przecież każdy z nas jest in- -! dywidualnością, więc także nasze reakcje na przeżywane cierpienia bywają odmien-jłl ne. Prowadzi to do zróżnicowania w tak zwanym obrazie chorobowym, a brak świa-1| domości przyczyn owego zróżnicowania prowadzi do jakże obecnie częstych pomy-lek diagnostycznych.
Niestety, podobną postawę reprezentuje wielu „scjentycznie” nastawionych psyAj chologów. To nastawienie dominuje w USA, gdzie diagnozujący pacjenta doktor psy-: J chologii często opiera się na danych zebranych przez niższego stopniem kolegę, j W tym przypadku można równie dobrze zadanie interpretacji zebranych danych po-'| wierzyć odpowiednio zaprogramowanemu komputerowi, gdyż zapewni to ich precy-jlj zyjne opracowanie. Pozostaje wszakże podstawowa wątpliwość. Nawet najdoskonalfM szy komputer nie ustrzeże przed błędami wynikającymi z niedoskonałości wprowa-^ dzonych danych. Odzwierciedla to odpowiedź informatyka na zarzut dotyczący ją-j kości uzyskanego wydruku, postawiony mu przez pewną panią pedagog'. Na jej stwierr| dzenie: „Co mi Pan tu’ śmieci daje”, odparł spokojnie: „Śmieci weszły, śmieci wyszły”!
jj| Scjentyzm i romantyzm w badaniach psychologicznych
89
| Istotny jest jeszcze jeden aspekt, mianowicie, kontakt z żywym i rozumiejącym jego problemy drugim człowiekiem. W grę wchodzi tutaj nie tylko trafność stawiali,: nego rozpoznania, lecz także - a może przede wszystkim - efekt psychoterapeutycz-| ny. Oto jest ktoś, komu można powierzyć swe troski i obawy. Czas poświęcony na | rozmowę z chorym nie jest bynajmniej czasem straconym. Uzyskujemy wówczas wie-|, le informacji, których nie da się zdobyć w trakcie sformalizowanego wywiadu. Pa-| miętam jedną z chorych, która opowiadając o swym życiu, pożaliła się, iż jej mąż zgi-| nąl spadając z komina, a ona została sama z czwórką dzieci. Dodała przy tym: „Cięż-| ko było znaleźć pracę, gdyż ja do szkoły nie chodziłam i czytać i pisać nie potrafi-| łam”. U pacjentki tej wcześniej rozpoznano agrafię, gdyż - jak mi potem powiedzia-j ła - wstydziła się przyznać, że jest niepiśmienna.
| Warto w tym miejscu przytoczyć spostrzeżenia amerykańskiego psychologa Scot-% ta Mossa (1972), który przeżył udar mózgu, ^stępujące u niego objawy afazji dość Ę szybko ustąpiły. Mógł się względnie swobodnie porozumiewać z otoczeniem, lecz nie t był w stanie prowadzić wykładu, co praktycznie uniemożliwiało mu powrót do pra-cy wykładowcy w jednej z amerykańskich uczelni. Rozliczni terapeuci, do których się :£ zgłaszał nie potrafili mu pomóc, gdyż przecież potrafił komunikować się z otocze-:: niem. Odmienna bywa też własna ocena zaburzeń neurologicznych. Jest oczywiste, J że dla kogoś wykonującego pracę fizyczną odzyskanie sprawności motorycznej jest ważniejsze od swobodnego wypowiadania się, podczas gdy dla adwokata lub nauczy-j cielą możliwość słownego komunikowania warunkuje podjęcie pracy. Mniej istotny T będzie w tym przypadku lekki niedowład nogi i ręki.
Moss wskazuje również, że miał poczucie silnego zagrożenia spowodowane oba-:: wą przed wystąpieniem następnego udaru. Ponadto, czuł się bardzo niezręcznie z po-wodu utraty wcześniejszych możliwości swobodnego prowadzenia rozmowy, co pro-wadziło do wycofywania się z kontaktów z otoczeniem. Zrozumienie odczuć chore-Ę: go z afazją powinno nam przypomnieć, jak czuliśmy się w obcojęzycznym środowi-sku przy słabej znajomości danego języka. Trudniej wszakże zrozumieć poczucie za-5. mknięcia w bezwładnym i nieposłusznym ciele tak często opisywane przez chorych z porażeniami mózgowymi. Nie ujawni tego żaden, najstaranniej kontrolowany eks-'$:■ peryment, gdyż konieczna jest tutaj całościowa analiza uwzględniająca nie tylko po-%. jawiające się trudności, lecz także zachowane umiejętności danego pacjenta. Tylko wówczas można mówić o naprawdę efektywnej terapii.
Właśnie takie całościowe podejście prezentowali wielcy klinicyści, jak Broca, Wer-J nicke, Head, Kleist, Goldstein czy Babiński. Widzieli oni chorego człowieka w całej % złożoności jego cierpienia i walki z chorobą. Sacks (1996) używa terminu „neurolo-|; gia uliczna” w celu uwypuklenia różnicy między sformalizowanym badaniem w wa-runkach ambulatoryjnych oraz badaniem wykonywanym w naturalnym otoczeniu |v chorego. Wskazuje on między innymi, iż na przykład zrozumienie istoty parkinsoni-H' zmu wymaga obserwacji chorych cierpiących na to zaburzenie w różnych sytuacjach # życiowych. W ten sposób „odkrycia” schorzenia dokonał James Parkinson.