A ulem Damian byl moim chłopakiem, przynajmniej je- I śli chodzi o dawanie walentynek. Nigdy wcześniej nie mia- ] lam chłopaka. Chyba trochę liczyłam, że może to będzie coś więcej niż tylko wymiana walentynkowych kartek; może zostaniemy przyjaciółmi! Czy w ogóle można z nim pogadać, czy może lekarstwa powodują, że..? Wzdrygnęłam się.
.Przynajmniej mogłabym spróbować..."
Nie rozmawiałam jeszcze z Damianem, ale kupiłam w sklepiku prostą, zwykłą kartkę walentynkową. Nie oczekiwałam niczego w zamian.
Mojej mamie strasznie się podobał pomysł urządzenia walentynek. Tego tygodnia przytyłam 45 deko, więc w sobotę zabrała mnie do miasta w poszukiwaniu sukienki. Opatuliłam się jak Eskimos i ledwie nos mi wystawał spod czapki, gdy rozglądałam się za duchami. Palce mi poczerwieniały z zimna. Cały ten zgieik zewnętrznego świata wydawał się obcy. Pędzący tam i z powrotem ludzie rozmazywali się w kolorowe plamy, stawali się anonimowi, dwuwymiarowi i niczym nie związani. Średnio mnie interesowały sukienki. Opowiedziałam mamie o Mandzie i o tym. te gdy zobaczy sukienkę, to będzie wiedziała, że to .ta*.
- Czasami tak się zdarza na zakupach, że po prostu coś d się rzuca w oczy i się wie... - powiedziała rozentuzjaz-
Uśmiechnęłam się głównie, by zrobić jej przyjemność i pozwoliłam jej trajkotać. Uwielbiałam ją za to, że bardzo się stara, by nasze wyjście wyglądało na normalną wyprawę matki i córki na zakupy, jakie niegdyś urządzałyśmy.^ wewnątrz czułam się szaro; wszystko było dla mnie płaskie i puste. Świat wydawał się dekoracją niezdarnie namalowaną na lekturze, makieta do filmu. A ja zaglądałam za kulisy I widziałam podpierające ją toporne drewniane bele. Przestrzeń była pogrążona w ciemności, brzydka i zniekształcona. Sukienki przemykały mi przed oczyma, a ja wygłaszałam przypadkowe komentarze na ich temat. W końcu znalazłyśmy
przeciwko - była różowa w kwiatki, lekko przylegająca, ze szczypankami. Nie na tyle różowa, by robiło się niedobrze. Wzięłyśmy rozmiar 34.
- Czy ta sukienka jest ładna? - zapytałam w przebieralni.
- Prześliczna - odparła mama. - Pomijając fakt, że wyglądasz w niej jak szkieletor.
„O co jej chodzi? - pomyślałam. - Przecież |est obcisła". Bo była. Po prostu materiał był elastyczny i przylegał mi do klatki piersiowej, uwydatniając linię żeber. .A więc nie jestem szczupła - pomyślałam rozczarowana. - Rozmiar 34 jest na mnie zbyt obcisły. Tb nie mó| rozmiar. I pomyśleć, że wszyscy mówią, że jestem chuda!" Wydawało mi się, że nogi fajnie wyglądają - spódnica była dość długa i nie można było zobaczyć nieapetycznych krągłości ud i biodet które znowu miałam i których strasznie się wstydziłam. Oby' di! - parskała Małpa. - Mięczaro, popatrz tylko, na co im pozwalasz!
.Ale jaki ja mam wybór? - sprzeciwiałam się rozpaczliwi e, - Oni mogą mnie zamknąć, zabronić dostępu do mojej rodziny!"
- Kupmy ją - powiedziałam bardzo głośno, by zagłuszyć dialog w mojej głowie. Na tyle głośno, że zwróciłam na siebie uwagę normalnych kupujących, którzy na mój widok podnosili brwi ze zdziwienia.
Czternastego lutego rano obudził mnie dziwny, delikatny dźwięk. Najpierw myślałam, że to jeszcze sen.