i względność, wdziera się w icli własno, na pozór regularno i przewidywalne zjawiska.
Co do zaćmień nieregularnych, czasem równie głębokich jak to, które zostały konwencjonalnie-oficjalnie uznane, to mamy dane, że było ich niemało we względnie nieodległych czasach. Szczogólnio ciekawo sa przypadki, gdy w jakimś miejscu na Ziemi zapadały ciemności w środku dnia, lecz przyczyn zaćmienia nic można było odnieść do żadnego znanego Ciała, czyli - krótko mówiąc - do Księżyca. Kilku aluzji na ton temat zawierają „Notes and Quorics". Oczywiście nie musiały to być koniocznio zaćmienia, tak czy owak jednakże tego rodzaju ciemności pozostają niepokojąca zagadka. W „Notes and Queries” (2-4-139) mamy na przykład relację o ciemnościach, jakie zapadły w Holandii w samym środku dnia, a były tak intensywne i przerażające, że wiolo ogarniętych panika osób straciło życie wpadając do kanałów. „Gentlemani Magazinc” (33-414) informuje natomiast o mroku, który zapadł nad Londynem 19 sierpnia 1763 r., a był „głębszy niż w czasie zupełnego zaćmienia w 1748 r."
Nie musimy jednak grzebać w tak odległej przeszłości, a jeśli ktoś jest zainteresowany tymi wydarzeniami w szczególny sposób to lista historycznych „egipskich ciemności" znajduje się w Kosmosia Aleksandra Humboldta. My natomiast mamy kilka nowszych faktów. - (
Oto „Monthly Woathor Kovicw" z marca 1886 r. opisuje za lokalna gazeta ciemności, które zapadły nad miastem Oshkosh, w stanie Wisconsin, 19 marca, o trzeciej po południu. Czytamy więc, że prawie nagle, gdyż zaledwie w ciągu pięciu minut, mrok zgęstniał do togo stopnia, że było ciemno jak w nocy.
Konsternacja i przerażenie.
Myślę, że ogólnie mamy skłonność do przesadnego podkreślania własnej wyższości w stosunku do ludzi ubiegłych epok, zwłaszcza do strachów i absurdalnych lęków średniowiecza. Wyobraźmy więc sobie Oshkosh: ludzi wijących się w panice na ulicach, chrapiące konie, wyjące psy, dzieci i kobiety chroniące się w piwnicach. Koniec świata, Sodoma i Gomora, wszolako z drobnym współczesnym akcentom - zamiast wynoszenia na próg świętych obrazów włączono gazowo latarnio.
Ciemności te, które trwały około dziesięciu minut, zdarzyły się w dniu pochmurnym, lecz jasnym, a przeszły jak falo, od zachodu na wschód, za nimi zaś podążała jasność. Następnie nadeszły doniesienia z miasteczek leżących na zachód od Oshkosh, że nad nimi również przeszła fala podobnych ciemności.
„Monlhly" podaje również inne przykłady takich zjawisk, /. konwencjonalnym komentarzem, że we wszystkich przypadkach chodziło o masy bardzo gęstych i ciemnych chmur. Niektóre z tych przykładów są bardzo interesujące, na przykład głębokie ciemności w Memphis, które zapadły 2 grudnia 1904 r„ o dziesiątej rano i trwały kilkanaście minut. Według relacji świadków w niektórych czqśc iach miasta ludzi ogarnęła panika: krzyczeli, odmawiali modlitwy i uważali, żo nadszedł koniec świata. W Louisville, w stanie Kentucky, gęsty mrok, który oganiał miasto o ósmej rano 7 marca 1911 r., trwał około pół godziny. W tym samym czasie padał toż umiarkowany deszcz, a potem grad: „Intensywna czerń i złowróżbny wygląd tej burzy wzniecił w mieście panikę i uczucie grozy”. Mamy tu wszelako nieograniczona możliwość pomieszania zaćmień Słońca spowodowanych przez jakieś nieznane ciemne ciało i zwykłych, to znaczy ziemskich, fenomenów atmosferycznych.
Ciemności, które zapadały na dużych obszarach, konwencjonalna szkoła tłumaczy kłębami dymu z płonących lasów. Z laka właśnie interpretacja podoje listę osiemnastu przypadków tego rodzaju w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie F. G. Plummer („U. S. Forest Sorvice Bnllctin”, nr 117). Jego pewność wydaje się jednak nieco nadwerężona przez pojawiający się nieśmiasło nowy sposób myślenia. Trudność, do której się przyznaje — choć gdyby pisał o dekadę wcześniej zapewne pominąłby ją - polega na niezwykłej gęstości mroku. Zwyczajno zadymienie nie może spowodować, jak pisze, tak „ciemnych, budzących przerażenie dni". Wymyśla więc różno wiry w powietrzu, któro rzekomo powodują nadzwyczajno koncentracje dymu w jednym miejscu. Potom zaś z brakiem konsekwencji i harmonii, typowym dla rozumowania próbującego usilnie osiągnąć konsekwencję i harmonię, mówi o rozległych obszarach, na jakich w niektórych przypadkach takie ciemności panowały. Wysiłek pana Plum-mersa, by wnieść jakiś porządek w tę niewielką gromadkę zjawisk, kończy się ogólnym zamieszaniem, gdy niepomny swych wirów i koncentracji stwierdza, że wiele z tych zjawisk miało miejsce „przy bardzo spokojnym, a nawet nieruchomym powietrzu", czyli nawet bez dowodu, że chodziło tu o dym, z wyjątkiem faktu, że gdzieś w tym czasie płonęły lasy. Wszolako z osiemnastu jogo przykładów byłbym skłonny spiorać się poważnie tylko z jednym, wspomnianym już zresztą wcześniej, w rozdziale poświęconym czarnym deszczom. Chodzi tu o ciemności, któro zapadły nad znaczną częścią pogranicza Sta-
171