ciem Doga i uczestnictwem w tym życiu Boga, nie jest istnieniem biologicznym. Dla Biblii człowiek może być żywy w zwykłym znaczeniu tego słowa, a duchowo może być umarły. I na odwrót, nie ma istot bardziej żywych niż ci spośród nas, których nazywamy umarłymi, a którzy żyją życiem Boga: Matka Boża i święci. Tym właśnie życiem żyją chrześcijanie. Lecz to życie otrzymują od Chrystusa. Jeśli Chrystus nie jest Bogiem, to nie posiada tego życia i nie może go udzielać. Zatem na bóstwie Chrystusa opiera sie całkowicie wiara w zmartwychwstanie.
I 'Tutaj właśnie czujemy, jak dalece bóstwo Chrystusa, to bóstwo, które nam przedstawia św. Jan, łączy się z tajemnicą człowieka w najbardziej centralnym jej punkcie. Albowiem człowiek jest więźniem śmierci. Dzięki postępom nauki może rozszerzać granice tego więzienia, wydostać się z niego jednak nie może. Życie ludzkie jest bowiem czymś, co z natury podlega zniszczeniu. Uderza więc człowiek zawsze o mury swojego więzienia. „Duch szalony miotający się w klatce” powiedział Claudel o Rimbaud. Książę tego świata włada kluczami tego więzienia, wydrzeć ich nie jest władny żaden człowiek. Dla wiary chrześcijańskiej śmierć, zarówno duchowa jak cielesna, owo życie martwe, jakim jest życie odłączone od Boga, zostało zwyciężone przez zmartwychwstanie Chrystusa. Ale Chrystus, zstępujący do bram piekieł, może je zburzyć tylko o tyle, o ile jest Synem Bożym. Tylko o ile jest On życiem, może tchnąć w swe martwe ciało iskrę życia i poprzez swe ciało zmartwychwstałe udzielić tego życia naszym śmiertelnym ciałom.
I W ten więc sposób słowa Chrystusa podane w Ewangelii u św. Jana, odsłaniają ścisły związek pomiędzy tym, czym I Chrystus jest, a tym co Chrystus czyni. Jego dziełem jest I dawać poznać Ojca, ożywiać życiem Ojca, podnosić człowie-7 ka, aby zanieść go na łono Ojca. Otc co objawiał co sprawia jednocześnie. Przez to zaś odsłania wiekuisty plan Boży , i prawdziwy sens ludzkiego przeznaczenia. Prawdziwe są za-) tern słowa Pascala, że nie tylko Boga znamy przez Jezusa I Chrystusa, ale że i siebie samych znamy tylko przez Jezusa 1 Chrystusa. Jednakże objawia On to wszystko i spełnia jako | Syn Boży. Jeśli Chrystus nie jest Bogiem, to jeszcze ciągle I jesteśmy pod prawem śmierci, jesteśmy na zawsze zamknięci I w swoim więzieniu, a noc ogarnia ten świat nieodwracalnie.
Wszystko obraca się zatem wokół bóstwa Jezusa. W odniesieniu do tego paradoksalnego twierdzenia występują różnice między ludźmi. To właśnie pokazuje nam Jan. Bóg posłał swojego Syna aby zbawiać, nie zaś ażeby potępiać. Lecz ludzie mogą odrzucić to życie, które przynosi Syn. A sąd jest aktem przez który człowiek sądzi samego siebie: „Kto wierzy weń, nie jest sądzony, a kto nie wierzy, już jest osądzony. A wyrok na tym polega, że światłość przyszła na świat, ale ludzie bardziej umiłowali ciemności niż światłość, bo były złe ich uczynki” (J 3 18). W ten sposób ów konflikt, który nam ukazywali synoptycy na płaszczyźnie wrogości faryzeuszów do Chrystusa, przybiera wymiary bardziej uniwersalne. Już nawet nie idzie o Faryzeuszy. Odtąd każdy człowiek zostaje postawiony wobec Chrystusa, nie żyjącego już na ziemi lecz żyjącego w Duchu. I dlatego niewiara jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, jest odmową wyjścia z porządku ciała, przyznaniem pierwszeństwa ciemności wobec światła!
Nie znaczy to, że uznawać bóstwo Chrystusa i wierzyć w Jego zmartwychwstanie są to rzeczy same przez się zrozumiałe. Jesteśmy wszak istotami z krwi i kości, zanurzeni głęboko w życie cielesne, dostosowani do życia naturalnego. Pogrążyć się w otchłań życia Trójcy Świętej, widzieć Syna Bożego przybierającego ludzkie oblicze i nazywanego człowiekiem, stać się synami Boga — zdumiewająca to przygoda dla istot z krwi i kości. Jest to coś absolutnie niezwykłego. Rzecz więc normalna, że niewierzącym trudno to uznać. Zdumiewające jest natomiast to, że my sami nie jesteśmy tym bardziej zdumieni i że nie przeobraża to naszego życia w sposób o wiele bardziej radykalny.
Ten niepojęty fakt, który wprowadza zamęt w nasze myślowe przyzwyczajenia i zmienia nasz sposób postępowania przejawia w Chrystusie całość tak spoistą, że nie możemy uchylić się od pytań, które ze sobą niesie. Czyżby niemożliwość stała się rzeczywistością? Czyżby miłość była prawdą ostateczną? W istocie rzeczy, tym, co się w nas opiera, jest lęk. trwoga ciała wobec pochłonięcia przez życie, które je przebóstwia, zamęt rozumu, który już nie panuje nad swym przedmiotem. Lecz jakim prawem nasz rozum i nasze prag-nienie mają wyznaczać granice miłości? Jakaż to zmowa śmiercią każe nam przypuszczać, że prawdziwe jest to.
^gorsze? Czy nie przejawia się tu znowu wola posiadania, 'obawa przed wyzuciem z własności? To są właśnie owe dzieła