Zadzwonił do mnie Gregory:
- Musimy się spotkać.
Był tak zdenerwowany, że pomyślałem: wic o mnie i Cecylii. Spotkaliśmy się.
- Stary - powiedział. - Wiesz, gdzie mieszka Sasza?
- Nie mam pojęcia. - Nigdy nie zastanawiałem się, gdzie mieszka Sasza, Po co ci to?
- A tak - powiedział - zwykła ciekawość. Masz jego telefon?
Jak miałem dać mu telefon, skoro Sasza był zakonspirowany?
- Dowiem się powiedziałem i zadzwonię.
Gregory się wahał.
- Chyba coś odkryłem - powiedział wreszcie skromnie. -To takie równanie. Jeśli się sprawdzi, Rosja będzie rozłupanym orzechem.
Połączyłem się z Saszą.
- Dziwna sprawa - powiedziałem. - Spędziliśmy razem tyle czasu, a ja nawet nie wiem w jakiej części Moskwy pan mieszka.
- Niedaleko od pana - powiedział Sasza. - A o co chodzi?
- Albo się przyjaźnimy, albo tylko służbowo.
- To Gregory poprosił pana o mój adres?
- On zdaje się odkrył rosyjską formułę 1. Możemy pracować wspólnie.
- Jasne - nachmurzył się Sasza. Przedstawił ją panu?
- Ukrywa ją przed wszystkimi. Wydaje mi się, że pan w jakiś sposób jest w tej formule.
- Żartowniś z pana - uśmiechnął się Sasza. - W najbliższym czasie niech się pan z Amerykaninem nie spotyka.
Gdy wagon metra ostro się zatrzymał, Wagina Filipowna pomyślała, że wybuchła wojna. Pannę z zębami doprawiliśmy
wódką, obsmarowaliśmy ciastem, czarnym kawiorem, nie zważając na długie włosy. Najpierw Szary nie lubił cara. potem Lenina, potem Stalina, potem go posadzili, posiedział, wyszedł. Ludzie w wagonie orzekli, że wysiadł prąd, chociaż wagon był oświetlony. Co prawda, kiepsko. Ktoś powiedział:
- Powódź.
- Niech pan przestanie głupoty pleść! - warknęła Wagina Filipowna.
Wagina Filipowna skurczyła się. Nie chciała umierać pod wodą. Całą uwagę skupiła na drzwiach wagonu. Napęczniały przez lata. Były podobne do drzwiczek jej szafek kuchennych. Trzeba się obudzić.
- Suń khui v chai. Stary przepis powiedział Szary.
- Vyn' su khim - uparłem się. - Daj cebuli.
- Bliny-vy, łuk. zima shu - powiedziała panna.
- Co z nas za Montaigne - obraziłem się.
- Nakati-ka, ko? - wpił się w nią Szary. - Ruszaj!
Potem nie lubił socjalizmu. Mało brakowało, by znowu go
wsadzili. Potem polubił Praską Wiosnę. Potem nic nie lubił. Jednak przede wszystkim lubił moralność.
Na dachu siedzą patrioci. Tacy fajni. Tacy młodzi.
Raz w roku, gdy w wilgotnych lasach Gujany rozkwitają kwiaty, W.A.Ż. (Wielka Amerykańska Żabcia) pakuje ciuszki do plecaka i leci na ekspedycję. W ciągu ostatnich czterech lat odkryła czternaście gatunków nowych kwiatów i zawiadomiła mnie mailem, że jeśli odkryje piętnasty, nazwie go „Mierieżkowski”.
Zamęczyłaś mnie, ojczyzno! Nie jestem niewolnikiem swego narodu. Odpieprz się! I nagłe w ostatniej chwili, w lip-cu, W.A.Ż. przyleciała z „Mierieżkowskim” w doniczce. Nie-
185