Dla mnie najbardziej liczą się filmy Kazimierza Kutza. To on właściwie ..wynalazł" mnie do filmu
piej, która była dla Pana najważniejszą szkołą aktorską?
- Dla mnie najbardziej liczą się filmy Kazimierza Kutza. To właściwie on „wynalazł” mnie do filmu. Wcześniej występowałem głównie w „Piwnicy pod Baranami”, w jej dobrych czasach. Przyjaźniłem się z Wiesiem Dymnym, Piotrusiem Skrzyneckim, Mietkiem Święcickim, Ewą Demarczyk. W okresie przypadającym na lata 1966-68 występowałem dość regularnie. Wtedy często w Piwnicy gościł Kutz. Zresztą nic dziwnego - był to bardzo modny kabaret. Tam wchodziło się przez okna piwniczne, często siedziało nad miałem węglowym, bo to była autentyczna kotłownia.
Wiesiu Dymny powiedział kiedyś do Kutza: „TY, kumie, ja mam takiego chłopaka tutaj, co tam czasami śpiewał, po rusku Wysockiego, po włosku Buscalione”. Kutz mnie zobaczył na scenie, dowiedział się, że jestem Ślązakiem i po jakimś czasie przysłał kierownika produkcji, żeby ze mną porozmawiał. Pracowałem wtedy w spółdzielni „Żaczek” jako poligraf.
I ten kierownik produkcji przyjechał do tej spółdzielni, zaprosił mnie do „Cracovii” na drinka i podpisał ze mną umowę, zupełnie w ciemno. Wziąłem urlop i dołączyłem do ekipy filmowej. Pierwszy obraz, w jakim wystąpiłem u Kutza, to była Sól ziemi czarnej. Kutz już wtedy zamierzał zrobić taki tryptyk o Śląsku. W Soli ziemi czarnej bardzo spodobałem się reżyserowi i widzom, więc Kazio napisał do drugiego filmu, Perły w koronie, świetną rolę Augusta Mola, niespokojną i dość napastliwą. Uważam tę rolę za najlepszą z ponad stu filmów, w których brałem udział. Nie chcę powiedzieć, że wszystkie były duże. Pojawiałem się w epizodzikach, rolach większych i mniejszych, ale te filmy o Śląsku zaważyły na mojej pracy aktorskiej. W 1970 r. przeprowadziłem się do Warszawy, tam zagrałem w paru filmach i wtedy też przeżyłem kontakt z „Hybrydami”. Aż w końcu zaangażowano mnie do Janosika i to się stało moim przekleństwem, bo wszyscy pamiętają mnie do tej pory z tego serialu.
- Janosik" odniósł ogromny sukces komer-cyjny. Jest, obok „Stawki większej niż życie” i „Czterech pancernych” najpopularniejszym serialem w Polsce...
- Mieliśmy go kręcić dalej, tylko że serial dostał na owe czasy straszne liche notowania, wystawione przez tak zwanych „kolaudantów”. Nie wiem, czy pan pamięta, Janosik nie kończy się żadną rozstrzygającą sekwencją. Główny bohater podchodzi pod szubienicę, a my - zbójnicy - mamy go jeszcze odbić. Taki był zamiar scenarzysty. Kręciliśmy na zamówienie telewizji kanadyjskiej, która w zamian za siłę roboczą, czyli aktorów i ekipę filmową, dawała taśmę. Ten film uważam za świetną przygodę, choć scenariusz napisany był prawie jak dramat historyczny, zatem musieliśmy na poczekaniu wymyślać wszystkie anegdoty i żarty. Zakopane wręcz huczało. Nasza ekipa miała około dwustu ludzi, opanowaliśmy wtedy na dziesięć miesięcy pół miasta, a potem na cztery miesiące wyjechaliśmy do Pragi, gdzie mieliśmy większe możliwości z tej prostej racji, że Czesi posiadali większe studia filmowe.
Ale na premierze filmowej wersji w Zakopanem musieliśmy uciekać przez okna, ponieważ zarzucano nam, że nie mówimy gwarą góralską...
- Rok 2006to czas Pańskiego jubileuszu...
- Ciekawie się złożyło. Akademia Pedagogiczna w tym roku obchodzi 60. rocznicę swojego istnienia, ja zaś świętuję jubileusz 40-lecia pracy aktorskiej. Miałem benefis w chorzowskim kinie, ogromny, z pompą. Był i Kutz, i aktorzy katowiccy, którzy grali zc mną w filmach śląskich, Janusz Kidawa oraz władze miasta. Wszystko trwało do rana, było bardzo wesoło. Napisano mnóstwo artykułów o mnie, nawet nakręcą jakiś film dokumentalny...
Konspekt nr 1/2006 (25)