zdarzenia coś tak śmiesznego, że bawiono się jak w teatrze. Tylko pan Heinzelmann czekał z oschłą miną zawodowca na znak, aby grać dalej, gdyż był znieczulony na efekty pana Knaaka.
Potem kadryl trwał dalej. Wreszcie nastąpiła pauza. Weszła młoda służąca, niosąc na tacy dzwoniące kieliszki z winną galaretą, tuż za nią kucharka ze stosem plumkeksów. Ale Tonio wymknął się z salonu, wyszedł skrycie na korytarz i z rękami na plecach stanął tam przed zapuszczoną żaluzją okna, nie bacząc, że przez żaluzję nic nie widać, więc śmiesznie jest stać przed nią i udawać, że patrzy się na dwór.
Ale on patrzył w siebie, gdzie było tyle strapienia i tęsknoty. Czemu, czemu znajdował się tutaj? Czemuż nie siedział w swym pokoju przy oknie i nie czytał Storma „Immensee”, spoglądając kiedy niekiedy w wieczorny mrok ogrodu, gdzie stary orzech skrzypiał ciężko? Tam byłoby jego miejsce. Niech inni tańczą i bawią się wesoło i zwinnie!... Nie, nie, jego miejsce było jednak tu, gdzie czuł się blisko Ingi, choć stał samotny z daleka i starał się wśród gwaru, brzęku i śmiechu rozróżnić jej głos, w którym dźwięczało ciepło życia. O, twoje podłużnie skrojone, niebieskie, śmiejące się oczy, jasnowłosa Ingo! Tak piękną i pogodną można być tylko wtedy, gdy nie czytało się „Immensee” i nie próbuje się samemu tworzyć czegoś podobnego; to właśnie smutne! *
Powinna by przyjść! Powinna by zauważyć, że go nie ma, powinna by wyczuć, co się z nim dzieje, powinna by wyjść za nim skrycie, choćby tylko z litości, położyć mu dłoń na ramieniu i rzec: wróć do nas, bądź wesoły, kocham cię. I wsłuchiwał się za siebie i czekał w nierozsądnym naprężeniu, że ona przyjdzie. Ale nie przyszła wcale. Takie rzeczy nie dzieją się na ziemi.
Czyż i ona śmiała się zeń jak inni? Tak, uczyniła to, choć rad by, gwoli niej i sobie, zaprzeczyć temu.
A przecie wplątał się w moulinet des dames tylko wskutek odurzenia jej pobliżem. I cóż to komu szkodziło? Może kiedyś przestaną się zeń śmiać? Czyż niedawno pewne pismo nie przyjęło jego poematu, choć potem przestało wychodzić, zanim poemat mógł się ukazać? Przyjdzie dzień, kiedy będzie sławny, gdy wszystko, co napisze, będzie drukowane, i wtedy zobaczymy, czy nie sprawi to wrażenia na Indze Holm. — Nie, to nie sprawi na niej wrażenia, w tym sęk. Na Magdalenie Vermehren, która zawsze upada w tańcu, tak. Ale nigdy na Indze Holm, nigdy na jasnowłosej, wesołej Indze. Więc czy to nie na próżno?...
Na tę myśl serce Tonią Krogera kurczyło się boleśnie. Czuć, jak cudowne, igrające i smutne siły kłębią się w tobie,'! wiedzieć jednocześnie, że ci, do któ-tych tęsknisz, przeciwstawiają tym siłom zimną obojętność, to boli. Ale, choć samotny, odtrącony i beznadziejny stał przed zamkniętą żaluzją i w strapieniu swym udawał, że przenika ją wzrokiem, był jednak szczęśliwy. *Gdyż wtedy żyło jego serce. Gorące i smutne, biło dla ciebie, Ingeborgo Ilolm, i dusza jego w błogim samozaparciu obejmowała twą jasnowłosą, świetlaną i arogancko pospolitą osóbkę.
Niejednokrotnie stal z rozpaloną twarzą w samotnych kątach, gdzie słabo dochodziła muzyka, woń kwiatów i brzęk kieliszków, i starał się w dalekim gwarze zabawy rozróżnić twój dźwięczny głos; stał zbolały z powodu ciebie, a jednak był szczęśliwy. Niejednokrotnie martwił się, że z Magdaleną Vermeh-ren, która zawsze upadała, mógł rozmawiać, że ona rozumiała go, śmiała się z nim i była poważna, gdy jasnowłosa Inga, choć siedział przy niej, zdawała mu się daleka, obca i dziwna, gdyż język jego nie był jej
56
57