szy cień, jest z całą pewnością dowodem ich nadzwyczajnej wierności. Aliści owa zachowawcza gorliwość utwierdza mnie jedynie w moim zamiarze i przekonuje o słuszności tego, co postanowiłem uczynić.
Liczne są linie podziału biegnące pomiędzy analizą archeologiczną a historią idei. Spróbuję w dalszym ciągu sprecyzować cztery różnice, które wydają mi się pierwszoplanowe: różnicę dotyczącą określenia oryginalności, różnicę dotyczącą analizy sprzeczności, różnicę dotyczącą opisów porównawczych i wreszcie różnicę dotyczącą wykrywania transformacji. Mam nadzieję, że będzie można uchwycić na tych różnych płaszczyznach swoiste cechy analizy archeolo-logicznej oraz ewentualnie ocenić skuteczność jej opisu. Tymczasem jednak wskażemy jedynie kilka ogólnych zasad.
1. Archeologia usiłuje określić nie myśli, wyobrażenia, obrazy, tematy i obsesje, które kryją się lub ujawniają w dyskursach, lecz same te dyskursy, dyskursy jako praktyki posłGszne pewnym regułom. Nie traktuje dyskursu jako d o-k u m e n t u, jako znaku czegoś innego, jako elementu, który powinien być przezroczysty, ale/którego uciążliwą nie-przejrzystość musi się częstokroć przenikać, ażeby dotrzeć w końcu do miejsca, gdzie pozostaje wciąż w rezerwie istota rzeczy w całej swojej głębi. Archeologia traktuje dyskurs, we właściwym jego kształcie, jako zabytek. Nie jest dyscypliną interpretującą: nie szuka „innego dyskursu”, lepiej ukrytego. Nie chce być „alegoryczna”.
2. Archeologia nie usiłuje wykrywać ciągłego i niewyczuwalnego przejścia łączącego dyskursy łagodną krzywizną z tym, co je poprzedza, otacza bądź następuje po nich. Nie czyha na'moment, w którym stały się, z czegoś, co jeszcze nie było nimi, tym czym są, ani też na moment, w którym, zatracając trwałość swego kształtu, zaczynają stopniowo tracić swą tożsamość. Problem,, jaki sobie stawia, to — przeciwnie — określić dyskursy w ich specyfice; wskazać, w czym układ reguł, które uruchamiają, nie da się sprowadzić do jakiegokolwiek innego; towarzyszyć im wzdłuż zewnętrznych krawędzi, ażeby je bardziej uwypuklić. Nie postępuje, w toku wolnego procesu, od bezwładnego pola poglądów do szczególności systemu czy do ostatecznej stabilności nauki: nie jest „doksologią”, lecz analizą dyferencjalną modalności dyskursów.
3. Archeologia nie jest podporządkowana wszechwładnemu wzorcowi dzieła; nie próbuje uchwycić momentu, w którym zaczęło się ono odcinać na anonimowym horyzoncie. Nie chce wcale poszukiwać zagadkowego miejsca, gdzie to, co indywidualne, i to, co społeczne, przechodzą w siebie wzajemnie. Nie jest ani psychologią, ani socjologią, ani — ogólniej rzecz biorąc — antropologią tworzenia. Dzieło nie stanowi dla niej trafnego rozcięcia, nawet wówczas, gdy chodzi o umieszczenie go w jego globalnym kontekście czy też w sieci podtrzymujących je przyczyn. Określa ona typy i reguły praktyk dyskursywnych, które przenikają indywidualne dzieła, i które czasem rządzą nimi całkowicie, wszystko sobie podporządkowując, czasem zaś zawiadują tylko ich częścią. Obca jej jest instancja podmiotu twórczego jako racja istnienia dzieła oraz zasada jego jedności.
4. Wreszcie, archeologia nie usiłuje przywrócić tego, co mogło być myślane, chciane, zamierzone, doświadczane czy pożądane przez ludzi w chwili, gdy wypowiadali dyskurs. Nie dąży do odsłonięcia owego ulotnego jądra, w którym tożsamość autora i tożsamość dzieła przenikają się wzajem, w którym myśl pozostaje jeszcze jak najbliżej siebie samej, w nienaruszonej jeszcze formie identyczności, i w którym język nie rozwinął się jeszcze w przestrzennym i sukcesywnym rozproszeniu dyskursu. Innymi słowy, nie próbuje ona powtarzać tego, co było powiedziane, “poprzez odtworzenie tożsamości. Nie zamierza sama niknąć w toku dwuznacznie skromnej lektury, co miałaby przywrócić w całej czystości daieki, niepewny, zagasły prawie blask początku. Nie jest niczym więcej ani niczym innym jak przepisywaniem, to znaczy regularnym przekształcaniem — w utrzymanej formie zewnętrzności — tego, co .zostało już napisane. Nie jest to powrót do samej tajemnicy początku, ale systematyczny opis dyskursu-przedmiotu.