realnością'1 jest szeroko pojęte {również subiektywnie) powodzenie życiowe. Użyteczność bowiem daje Się z kolei scharakteryzować, przez wymagania instynktów. Rozum jest przedłużeniem instynktów, a świadomość — ich in-' strumentem. Czynne są w nas instynkty rozmaite, w różnych okresach życia ujawniające swoją obecność: instynkt strachu, instynkt konkurencji, wojowniczości, własności (ostatni, zdaniem Jamesa, dochodzi do głosu w drugim roku żyda). Należy tedy wnosić, że wolno nam uznać wszystko, czego uznanie dobrze zaspokaja instynktowe potrzeby, prowadzi tedy do pomnożenia własności, do. • sukcesu w konkurencji i w walce. Funkcje umysłu redukują się do czysto orientacyjnych; nie ma sensu pytać: „jak jest naprawdę?”, a tylko: „co osiągnę, jeśli w to lub owo uwierzę?” Skoro zaś, co zresztą jest oczywiste i z czego James 2daje sobie sprawę, wiara w ten sam sąd może być dla jednego korzystna, dla innego szkodliwa, tedy nie ma powodu ociągać się z przypuszczeniem, że może być dla mnie fałszem to, co jest prawdą dla innego, albo zgoła dla mnie samego fałszem dzisiaj coś, ęo prawdą było wczoraj. Nauka nie jest zbiorem prawd w potocznym, tradycyjnym, metafizycznym czy transcendentalnym zna- -czeniu, ale zbiorem praktycznych wskazówek, które są sensowne wtedy, kiedy są wykonalne, i prawdziwe wtedy, kiedy usprawniają-życie, pomnażają energię, dostarczają zadowolenia. Inaczej: akt poznawczy to tyle, co przyświadczenie, zgoda, a więc czynność woli emocjonalnie pobudzonej. Że decyzja, mocą której godzimy się coś za prawdę uznać, nie jest automatycznym rezultatem zniewalającej presji świata na umysł, ale aktem postanowienia, jest to myśl kartezjańska; jednakże według Karte-zjusza okoliczność ta pozwala tylko wyjaśnić obecność błędu w naszych przeświadczeniach (wola jest swobodna w uznaniu lub odrzuceniu czegoś, co do czego rozum pracujący wedle poprawnych reguł musiałby już to orzeczenie swoje zawiesić, już to wydać wyrok odmienny),. Wedle Jamesa natomiast nie ma rozum innych w ogólności reguł aniżeli te, które wolę skłaniają do zgody, akt poznawczy n.5e podlega tedy ocenie, która by samą jego treść, niezależną od czynności przyświadczającej człowieka, miała konfrontować z równie niezależnym stanem rzeczy, ale jest samym tym przyświadczeniem, motywowanym nadzieją satysfakcji dzięki wierze osiągalnej. Uznać cokolwiek to podjąć niejako zaangażowanie praktyczne, dzięki któremu jakiś fragment świata obiecuje zaspokojenie, jeśli w taki, a mie inny sposób zostanie potraktowany, przy czym nie zachodzi różnica między przekonaniem, że ów fragment świata ma „sam w sobie” takie czy inne jakości, a samym ruchem inicjatywy życiowej, akceptującym to przekonanie w imię nadziei sukcesu. W tym znaczeniu wolno powiedzieć, że dla pragmatysty więź poznawcza ze światem jest jego nieustającym tworzeniem.
Łatwo, oczywiście, jak to nieraz czyniono, odsłonić paradoksalne następstwa tego stanowiska, jeśli zwłaszcza trzymać się skrajnych formuł, które bez trudu w pismach Jamesa każdy znajdzie. Jeśli bowiem racja uznania jakiegoś sądu jest identyczna z motywem psychologicznym, który każe sąd ów w nadziei korzyści zaakceptować, to wystarczy zadać pytanie: na jakiej zasadzie uznaję sąd, iż Sokrates umarł od trucizny w 399 r. p. n. e.? Jeśli afirmacja tego sądu nie daje mi żadnej, korzyści, nie znaczy on nie. Przypuśćmy, że jestem studentem, który zdaje egzamin z dziejów filozofii starożytnej; wiedza zawarta w tym sądzie jest wtedy pożyteczna, bo ważna dla sukcesu egzaminacyjnego; po egzaminie staje się bezużyteczna, tym samym i wiadomość owa o Sokratesie w jednej chwili z sądu przeobraża się w nonsens. Albo: co znaczy (dla mnie) sąd „Rzym leży nad Tybrem”? Aktualnie nic, skoro nie może wpłynąć w żaden sposób na moje zachowanie. Inaczej dla mieszkańca Rzymu, który co dzień przechodzi przez mosty; jeśli jutro będę żołnierzem w armii zdobywającej Rzym, geograficzna ta wiedza nabierze i dla mnie sensu, sąd „stanie się” prawdziwy.
James w istocie łagodził niekiedy skrajność swoich formuł, pisząc o pewnym nadmiarze prawd, aktualnie bezczynnych, a jednak wartych pamiętania, skoro są choćby możliwymi instrumentami zachowania przyszłego. Byłoby tedy pewną niesprawiedliwością (chociaż skądinąd można się „czepiać” owych formuł skrajnych) przypisywanie mu
12 Filozofia pozytywistyczna
177