perspektywa przyszłych zysków jest nikła, inwestycje prywatne zaczynają się kurczyć, spada także poziom konsumpcji, a co za tym idzie - dochód narodowy. W ten sposób rodzi się potrzeba robót publicznych i innych form rządowej stymulacji gospodarki. Niemniej Keynes był również sceptycznie nastawiony do możliwości osiągnięcia kiedyś, w Wielkiej Brytanii lub gdziekolwiek indziej, pełnego zatrudnienia i sądził niesłusznie, że stymulacja przemysłu przez osiągnięcia techniki doszła już na Zachodzie do szczytu swoich możliwości.
Wielu ekonomistów wątpi w jedno z jego najbardziej podstawowych założeń: że relacja pomiędzy konsumpcją i dochodem narodowym jest stała i że ta pierwsza nigdy nie rośnie szybciej niż ten drugi. Na krótką metę być może tak, na dłuższą jednak schematy konsumpcji niewątpliwie wszędzie się zmieniają. A poza tym, jak stale powtarzał Keynes: „Na dłuższą metę wszyscy jesteśmy martwi”.
Teoria makroekonomii Keynesa długo była hołubiona przez zachodnich polityków, znaleźli się jednak i tacy, dla których okazała się trudna do przełknięcia. Według nich problem z pomysłami Keynesa, przynajmniej wtedy kiedy wprowadza się je w życie, polega na tym, że tworzą one niezdrową zależność gospodarki od polityki fiskalnej - czyli od wpływów z podatków i wydatków z budżetu.
Najbardziej wpływowym krytykiem polityki fiskalnej od lat sześćdziesiątych XX wieku jest Milton Friedman, profesor Uniwersytetu Chicago i centralna postać chicagowskiej szkoły ekonomii. Przede wszystkim, jak zauważył Friedman, jeśli polityką fiskalną chce się promować pełne zatrudnienie bez zwiększania inflacji, to popełnia się żałosny błąd, co każdy Amerykanin żyjący w latach siedemdziesiątych może potwierdzić.
Po drugie - jest co najmniej nierozsądnie zakładać, że urzędnicy rządowi i politycy są mądrzejsi niż rynek, którego zbiorowa mądrość i autonomiczne działanie są w końcu siłą napędową rozwoju gospodarczego. Rynki są na tyle niepewne i nieprzewidywalne w swoich zachowaniach, że zwykli śmiertelnicy zwykle tylko pogarszają stan rzeczy, próbując nimi manipulować.
Tutaj Friedman zbliża się do starych argumentów laissez faire i zwraca się ostatecznie w stronę końca XVIII wieku. Jego teoria ekonomiczna - zwana monetaryzmem - jest jednak nowocześniejsza (chociaż nie zupełnie nowa). Odrzucając wzory Keynesa na inwestowanie i konsumpcję, Friedman twierdzi, że dochód, zatrudnienie i ceny są znacznie bardziej zależne od dopływu pieniędzy i szybkości, z jaką przechodzą one z rąk do rąk, niż od publicznych inwestycji. Z jego punktu widzenia rzeczywista siła amerykańskiej gospodarki zależy nie od chciwego i niemoralnego Kongresu, ale od Banku Rezerw Federalnych, która steruje dopływem pieniędzy i ustala stopy procentowe.
Ale Friedman, wierny swojej politycznej doktrynie przeciwstawiającej się kontroli państwa, nigdy nie opowiadał się za manipulacją dopływem pieniędzy w celu naprawy bieżących problemów gospodarczych. Wolałby raczej pozostawić wszystko rynkowi, z Bankiem Rezerw Federalnych działającym tylko w zgodny, stabilizujący sposób, w kierunku stopniowego zwiększania dopływu pieniędzy - spokojnie i niezależnie od chwilowych kłopotów i sukcesów.
Trzeba zauważyć, że Friedman nie odrzuca teorii Keynesa, lecz sposób, w jaki się ją wciela w życie. Sam Keynes, który nie był fiskalnym purystą, sądził, że rola banków jest równie istotna jak rola rządu. Każda nowoczesna szkoła ekonomiczna, łącznie z monetaryzmem, zawdzięcza Keynesowi ustalenie podstawowej teorii makroekonomicznej. Żaden ekonomista nie jest też do końca niewolnikiem laissez faire', gdyby był, nie miałby żadnego powodu, aby studiować ekonomię i zajmować się badaniem procesów ekonomicznych. Choć tak naprawdę trudno sprawdzić, czym zajmuje się na co dzień Friedman.
205