tości. Anglicy natomiast wystrzegają się tego; aby radzić sobie bez prywatnych biur i nie przeszkadzać jednocześnie innym, musieli nabrać wprawy w ukierunkowywaniu głosu na interlokutora sterując nim tak, by nieznacznie tylko górował nad hałasem otoczenia i odległością. Dla Anglików fakt, że ktoś ich niechcący podsłuchał, dowodzi tego, że się jest intruzem wobec innych, osobą o złych manierach i zachowaniu właściwym nizinom społecznym. Jednakże sposób, w jaki modulują głos, sprawia, że w otoczeniu Amerykanów sprawiają oni wrażenie konspiratorów i mogą być przez nich odbierani jako intryganci.
Zachowanie wzrokowe
Badanie zachowania się wzrokowego ujawnia nowe interesujące kontrasty między tymi dwiema kulturami. Anglicy popadają u nas w kłopoty nie tylko wtedy, gdy chcą odosobnienia i samotności, lecz także wtedy gdy chcą kontaktu. Nie mają nigdy pewności, czy Amerykanin słucha tego, co mówią. My z kolei jesteśmy równie niepewni tego, czy Anglik nas zrozumiał. Znaczna część tych trudności w porozumieniu skupia się wokół posługiwania się oczami. Anglik przywykł do bacznej uwagi i pilnego słuchania; musi tak robić, jeśli chce być uprzejmy i jeśli nie ma ścian, które osłaniałyby dźwięki. Nie kiwa głową ani nie wydaje pomruków mających nas upewnić, że rozumie. Na znak tego, że słucha, przymyka oczy. Amerykanie natomiast nie przywykli do patrzenia prosto w oczy. Wpatrują się w rozmówcę zdecydowanie tylko wówczas, gdy szczególnie zależy im na upewnieniu się, że się porozumieli.
Wzrok Amerykanina skierowany na rozmówcę często przesuwa się z jednego oka na drugie, a nawet czasem wędruje gdzieś poza twarz. Anglik natomiast słuchając unieruchamia oczy, stając od partnera w dystansie społecznym tak, że bez wzglądu na to, gdzie patrzy, stwarza wrażenie spoglądania prosto na rozmówcę. Aby temu sprostać, musi oddalić się na 2,4 metra i więcej. Jest zbyt blisko, jeżeli 12-stopniowy, horyzontalny zasięg plamki żółtej nie pozwala na spojrzenie ustabilizowane. Przy odległości mniejszej niż 2,4 metra musi się spoglądać na jedno bądź na drugie oko.
FRANCUZI
Francuzi żyjący na południe i wschód od Paryża należą zasadniczo do zespołu kultur, który otacza Morze Śródziemne. Członkowie tej grupy są bardziej stłoczeni niż Europejczycy z północy, Anglicy i Amerykanie. Śródziemnomorskie posługiwanie się przestrzenią obserwować można w przepełnionych pociągach, autobusach, samochodach, ulicznych kafejkach i mieszkaniach. Wyjątek stanowią oczywiście zamki i wille osób zamożnych. Życie w zatłoczeniu oznacza zwykle większe zaangażowanie zmysłowe. Ów francuski nacisk na zmysły uwidacznia się nie tylko w sposobie, w jaki jedzą, podejmują gości, rozmawiają, piszą, skupiają się w kafejkach, ale również w sposobie, w jaki sporządzają mapy. Są one nadzwyczaj dobrze pomyślane i tak zaprojektowane, że turysta znaleźć w nich może najbardziej wyczerpujące informacje. Mapy te świadczą o tym, jak dalece potrafią Francuzi czynić użytek ze wszystkich zmysłów. Wskazują wygodne dojazdy, miejsca, gdzie można nacieszyć się jakimś widokiem, znaleźć malowniczą aleję, zatrzymać się, odświeżyć, przespacerować się, a nawet zjeść smaczny posiłek. Informują, które zmysły wykorzystać można w danym momencie podróży,
205