w»h > ,*j.icryki. Niektórzy z nieb tak się tego wstydzili, że wyjeżdża-for '**trai o tym nie powiedzieli.
- 'Iżbczego się wstydzili?
-H,.to była okropna porażka, tak jak bankructwo czy coś w tym rxb.* co prostu wyruszali w środku nocy. Zostawiali swoje domy łdA*. Ojciec opowiedział mi taki dowcip o facecie, który wybrał «ę aiotork, żeby sobie kupić bilet do Ameryki. I tam w okienku jX'l>t.il o bilet w jedną stronę, a gdy kasjer spytał go, dokąd cłire a I . u. ten mężczyzna krzyknął oburzony, że to przecież nie jego
-To Strasznie smutne.
-Wiedziałam, że tak pomyślisz. A miało być zabawne.
! lam wejść dojednego z tych domów i posiedzieć w kąciku, :>'r. . u się w jego atmosferę. Ale Colotte powiedziała, że nie . *‘.. •41, przeszłyśmy więc tylko przez ogromną, blaszaną szopę. •*r..xtu tun śmierdziało.
nie pokona zapachu kiszonki — stwierdziła Colette : ^ y‘l.xdiem do mojej chusteczki, którą trzymałam przy nosie. - ‘ i.iorhaj głęboko, to zdrowe dła płuc.
' zatrzymała się przy zagrodzie i kilkanaście cielaków po-rr.ńap, żeby się nam przyjrzeć. Ich brązowe ślepia przepełnione Wyichaośeią. Chodziły po całej zagrodzie, ale nic spuszczały z nas td*
-Ślirmc, prawda? — powiedziałam t momentalnie zrobiło mi i*{raiov gardle, jakbym miała się zaraz rozpłakać.
-Oblałaś chyba tło reszty. No już, przechodzimy.
-ślyba tam nic wejdziemy, co?
-T. najbezpieczniejsze miejsce, nikt nas nie zobaczy, skąd wiesz, że tam nic ma byka?
-\’i miłość boską, gdzieś ty się wychowywała? Gdvbv był tam razu byśmy go rozpoznały!
V . cyłam nogę nad ogrodzeniem i po chwili stałyśmy pośród " ' <>ne zaczęły się do nas przytulać, myśląc, że przynosimy
MjtfefW*.
-■' ■. tipcie się, głupole — powiedziała Cołette wyciągając pa ^ lapałki.
■ t!linie papierosów na wietrze było prawic niemożliwe. Co-1 >fr.*->wala kilkanaście razy osłaniając zapałkę ręką. Samo miej-scc było Jednak całkiem przyjemne. Patrzyłyśmy sobie na pola. Gospodarstwo leżało na niewielkim wzgórzu i mogłyśmy stad dojrzeć zielone pola klasztoru, poprzecinane starymi torami kolejowymi.
Spojrzałam na dłonie Colette. Robiły sic białe, kiedy składała je w pięści. Już nie były pulchne, tak jak wtedy, gdy tu przyjechałam po raz pierwszy. Teraz nie miała już nigdzie żadnego tłuszczu. Była idealna.
Cielaki zrobiły się bardziej ciekawskie. Jeden z nieb próbował lizać mnie po rękach i chodził za mną po całej zagrodzie. Im bardziej próbowałam się od niego uwolnić, tym mocniej się do mnie przytulał.
— Walnij go — rzuciła Colette beztrosko. Dym wydobywał się z jej nozdrzy.
Ale nie potrafiłam tego zrobić. Miał okropnie smutną minę.
— Wsiadaj na niego, kowboju — żartowała Colette. — Iclia!
Palenie na pusty żołądek było naprawdę wstrętne. Kilka razy zrobiło mi się niedobrze, szczególnie wtedy, kiedy cielak dmuchnął ml prosto w twarz. W koricu wyszłam za ogrodzenie. Colette została z cielakami paląc jednego papierosa za drugim, mimo że na pewno było jej niedobrze.
— Musisz być twarda! — krzyknęła za mną. Cielaki zgromadziły się kolo jej wysokiej postaci jakby pozowały do wspólnego zdjęcia.
— Nic wkurzaj mnie — odparłam wkładając głowę między nogi, żeby jakoś wytrzymać ten ciężar leżący mi na żołądku.
— Dlaczego po prostu nie zwymiotujesz? Mogłabyś zjeść wtedy kawałek chicha na kolację.
Przecząco pokręciłam głową. Nic sądziłam, że polubię jrapicrosy. Bardzo tego żałowałam, bo Johnny uwielbiał marlboro.
Mdłości jakoś minęły i nawet słoricc wyjrzało na chwilę oświetlając dokładnie to miejsce, w którym czekałam na Oolcttc. Poczułam ciepło ogrzewające moje plecy i wystawiłam twarz, żeby ona też skorzystała z okazji.
— Tu jest o wiele przyjemniej — zawołałam do Colette.
— Większą ilość tłuszczu gubi się nie siedząc na słortcu, l>o twoje ciało musi utrzymywać stalą temperaturę. Słortcc to sztuczne źródło ciepła.
Kiedy wróciłyśmy do szkoły, siostra Carmcl dała ml list. od matki. Pisała, że zabiera mnie do lekarza w Cork. W końcu się zaintereso-