jącą klasą średnią i na zupełnie sobie obcy biotop.
Socjologowie Glazer i Moynihan w fascynującej książce Beyond the Melting Pot wykazali jasno, że wielkie miasta amerykańskie nie są wcale tyglem. Badania przeprowadzili w Nowym Jorku, ale konkluzje odnoszą się do wielu innych miast. Główne grupy etniczne zamieszkujące miasta amerykańskie żyją od wielu generacji w poczuciu swej odrębności. Nasze programy urbanistyczne i plany zasiedleńcze rzadko biorą pod uwagę te etniczne zróżnicowania. W trakcie pisania tego rozdziału zasugerowano mi, bym wszedł w kontakt z biurem projektów urbanistycznych, które opracowywało plany życia miejskiego na rok 1980. Plan ten, jak się zorientowałem, opracowany został bez jakiegokolwiek rozeznania w różnicach klasowych i etnicznych jakie będą istnieć w r. 1980. Nic z dotychczasowej przeszłości człowieka nie pozwala mi zakładać, że różnice te zatrą się w ciągu życia jednego pokolenia.
POTRZEBA MECHANIZMÓW KONTROLUJĄCYCH
Lewis Mumford twierdzi, że główną przyczyną spisania kodeksu Hammurabiego był napływ do miast Mezopotamii ludności nie przestrzegającej żadnych praw. Od tego czasu wielokrotnie można się było przekonać, że ludzie zamieszkujący miasta potrzebują nowych praw, gdyż zwyczaje plemienne okazują się niewystarczające. Prawo i instytucje je egzekwujące istnieją we wszystkich miastach na całym świecie. W niektórych przypadkach trudno im się jednak uporać z problemami, które mają rozwiązywać, i potrzebują dodatkowego oparcia. Czynnikiem pomocnym w utrzymaniu prawa i porządku, nie wykorzystanym dotąd w pełnym zakresie, jest siła zwyczaju i opinii publicznej działająca w enklawach etnicznych. Enklawy te służą wielu pożytecznym celom: jednym z najważniejszych jest spełnianie roli ośrodków, w których młode pokolenie uczy się zasad życia miejskiego. Główny problem enklawy, przynajmniej takiej, jaką spotykamy w miastach, stanowi ograniczona wielkość. Gdy liczebność enklawy wzrasta szybciej niż jej zdolność do przemienienia ludzi ze wsi w mieszkańców miasta, którzy mogą już ją opuścić i zacząć samodzielne życie, pozostają tylko dwa wyjścia: rozprzestrzenienie terytorialne albo zagęszczenie.
Jeśli enklawa nie może się rozrastać i jeśli nie jest zdolna utrzymać zdrowego zagęszczenia (które dla różnych grup etnicznych bywa zupełnie różne), zamienia się w bagno.
Instytucje egzekwujące prawo nie potrafią w ramach swych zwykłych obowiązków podołać powstającym natychmiast trudnościom. Ilustruje to najlepiej los Portorykańczyków i Murzynów mieszkających w New'’ York City. Wedle ostatniego szacunku tygodnika „Time” na 5,6 km kwadratowego Iiarlemu gnieździ się 232 000 osób. Jeśli więc sytuacja ta nie ma rozwinąć się swym własnym torem, by w krótkim czasie zniszczyć całe miasto, pozostaje tylko jedno wyjście: wprowadzenie takich rozwiązań przestrzennych, które przeciwdziałają szkodliwym rezultatom bagna, ale nie niszczą rozwijającej się enklawy. W populacjach zwierzęcych wystarczy zastosować proste rozwiązanie, które do złudzenia przypomina nasze programy odnowy urbanistycznej miast i zjawisko rozrastania się przedmieść. Jeśli chce się podnieść gęstość populacji u szczurów nie naruszając jednocześnie ich zdrowotności, wystarczy wsadzić je do przegródek tak, by nie widziały się wzajem, wyczyścić im klatki i zapewnić dość pożywienia. Przegródki można stawiać jedną nad drugą na tyle poziomów, ile się komu podoba. Niestety jednak poupychane w klatkach zwierzęta idiocieją, co jest
235