2. Absolutny czas teraźniejszy 185
„nowego", osiągając w tym stopień negatywnej światopoglądowej alegorezy. Nawet Adornowska Próba zrozumienia 1Końcówki» Beckella nie powiodła się w spotkaniu z tą negatywną metafizyką, ponieważ szukał on sposobu na uniknięcie pozytywnego sensu nie w określeniu formy, ale po prostu w odwróceniu treści — w ne-gatywności, którą nasyca ona swoimi ideologicznymi motywami, podczas gdy analizę czystego czasu teraźniejszego, tzn. powtarzającej się czystej teraźniejszości (Gegenwarligkeit) osób, należałoby chronić przed taką optyką. Wyjściem z dylematu interpretacyjnego byłoby wyobrażenie czasu teraźniejszego jako osobnego stanu estetycznego, a nie modelu stanu świata, któiy należy zinterpretować metafizycznie: Panujący tutaj zabsolu-tyzowany czas teraźniejszy rozumiemy właściwie nie wtedy, kiedy czytamy Beckettowska scenę jako światopoglądowy topos ludzkiego braku przyszłości, i tym samym jako formułę krytyki kultury, ale wówczas, gdy postrzegamy go w jego formalnej scenicznej niewrspół-mierności i tym samym pozostawiamy w estetyce recepcji: Język Becketta i wskazówki odautorskie nie są metafizyczną nauką o pustce, ale „bezpośrednim wyrazem" czegoś (nie traktować „o czymś", ale być „samym tym czymś" — takiego terminu, mówiąc o stylu Vico, używa Beckett w pracy Dante: Bruno. Vico... Joyce), dla czego nie ma żadnego innego wyrazu, np. dyskur-sywnego. Tego czasu teraźniejszego stanów, które tutaj trwają, należy przede wszystkim doświadczać, podobnie jak u Kalki, jako epifanii komizmu ujawnianego aż po sam rdzeń, a więc nie jako reprezentacji „idei” człowieka, nawet jeśli kłownada bądź defekty osób dramatu sugerują taką interpretację. Ironicznie przedstawione końcowe szczęście w Szczęśliwych dniach należałoby zatem odczytywać nieironicznie jako czystą poezję o czasie emfatycznym, tzn. bez interwencji lepiej poinformowanego zapośredniczenia między czymś niezrozumiałym i naszym zamiarem porozumienia: Zdanie Winnie w scenie końcowej: „O, to naprawdę szczęśliwy dzień! Znowu szczęśliwy dzień!"47 byłoby zatem rozpoznawalne jako sygnał kontemplacyjności, który pozwala rozbłysnąć monstrualności Beckettowskiej paradoksalnej redukcji ciągłości w czasie do szczęścia czegoś, co jest wiecznie, monstrualnie jednakowe. Tego jednakowego właśnie nic można po prostu denotować jako znaku psychologicznej pauperyzacji, pozostaje ona poza taką psychologiczną naturalistyką: Do nas przemawia w tych słowach obecność (Prdsertz) nieprzeczu-wanie innej intensywności, „szczęśliwy wyraz twarzy" Winnic jest, cokolwiek miałby zapowiadać, jak wszystko co się tutaj mówi i czyni, epifanią czegoś dotąd nieoglą-danego. Estetyka Becketta w Prouście kieruje się przeciw wszelkiej literaturze opisowej, przeciw każdemu wariantowi literatury realistycznej i naturalistycznej. Rozumieć Szczęśliwe dni np. jako demaskowanie stosunków małżeńskich, które się zbanalizowały, oznaczałoby właśnie wypaść w pułapkę „kopii", którą Beckett wykluczał od początku. Chodzi przecież o emfatyczny, choćby też enigmatycznie zmieniony „moment". 1 to w podwójnym względzie: Po pierwsze, w perspektywie postrzegającej osoby, po drugie, w perspektywie wadzą. Właśnie sprzeczna otchłanność uczucia przekazywanego jako „kicz” sprawia, że pojawia się przed nami niezwykły, nigdy nie oglądany obraz — postrzeżenie, którego nie można mylić z występującą w krytyce kultury alegorią.
Perspektywizm wewnętrznego czasu Virginii Woolf pozostaje w opozycji do czasu monumentalnego. Szczęśliwe dni Becketta ustawiają się w poprzek wobec filozoficznego brewiarza o zatrzymaniu czasu. Wszystko, co zostało powiedziane, obejrzane i pokazane, stwarza za każdym razem osobną czasoprzestrzeń estetycznej imaginacji, poza czasem historycznym i jego charakterystyką. Postrzegane są własne, partykularne ślady życia, a nie ogólne idee. Można też powiedzieć: Ten sposób traktowania czasu jako uobecnianie (Prdsentanzj „mo- 1
,7 S. Beckett. Szczęśliwe dni, w: tegoż. Dramaty, tłum. Antoni Libera. Ossolineum. Wrocław 1999, s. 249.