górę często. Mając dwadzieścia kilka lat, często miałam poczucie beznadziejności. Często mówiłam, że jest beznadziejnie, że ja jestem beznadziejna, że do niczego się nie nadaję, że i tak mi nic nie wyjdzie. To myślenie odziedziczyłam po swojej kochanej mamie. Bo ona często zniechęcała mnie do wszystkiego mówiąc „po co próbować, jak i tak ci się nie uda” mówiąc „za wysokie progi na lisie nogi”. To niestety nie wpłynęło pozytywnie na moje myślenie o sobie i na moje działanie w życiu. Przez większość życia miałam zaniżone poczucie wartości, brakowało mi wiary w siebie. Bo nikt mnie nie doceniał, nie bronił, nie pocieszał. A bardzo tego potrzebowałam. Ciężko mi było sobie poradzić z kompleksami dotyczącymi mojego wyglądu, a głównie wzrostu (jestem dość niska). Z tym wiążą się moje traumatyczne wspomnienia - matka bardzo często mierzyła mnie, sprawdzając czy urosłam, bo nie godziła się na mnie taką, jaką byłam i jestem. To mierzenie, to był cały koszmarny rytuał.
W chwili obecnej mogę powiedzieć, że nie mam wielu rzeczy, które są mi potrzebne do życia, ale wiem teraz, że mogę coś robić w tym kierunku, aby je uzyskać. Może nie mam, jak mówię, tego czy tamtego, ale teraz chociaż mam siebie Jestem optymistką mimo wszystko i nikomu nie pozwolę na odebranie mi nadziei na lepsze życie.
Dora
Szaro, szaro i szaro. I smutno. I zimno. Samotnie. Takie słowa przychodzą mi do głowy, gdy myślę o moim dzieciństwie. Ale kiedy byłam dzieckiem, niczemu się nie dziwiłam, bo myślałam, że lak świat po prostu wygląda. Ten mój świat, koło mnie, i ten trochę dalszy. Że może więcej kolorów jest zupełnie daleko, ale że przepustkę do tego, można dostać od innych.
Np. takich jak mój mąż, za którego wyszłam w wieku dwudziestu lat. Uciekłam dzięki niemu z domu, zresztą to była bardzo miła ucieczka, bo przecież był księciem na białym koniu, wymarzonym, wytęsknionym od 16 roku życia, niedosięgłym - dostępny okazał się, kiedy odeszła od niego pierwsza żona, a ja z dziewczęcia zamieniłam się w kobietę. Okazał się też pijakiem i damskim bokserem, czego nie chciałam widzieć, kiedy za niego wychodziłam. Pamiętam taki obrazek z naszego narzeczeńskiego okresu - czekam na niego z kolacją (w mieszkaniu ciotki, którym się opiekowałam przez parę tygodni), a on się bardzo spóźnia, i ja wiem, co jest powodem. Kiedy się wtacza, popycham go w kierunku łóżka, pomagam ściągnąć buty i myślę: „żeby tylko to się zmieniło, to będę szczęśliwa. Żeby tylko on przestał dla mnie pić”. Nie przestał. I wciągał mnie w to picie też. Jak się wyłamywałam, pił beze mnie i awanturowaliśmy się. Wtedy zrozumiałam, jaki problem mogła mieć z nim jego żona. Powybijane szyby w drzwiach, policja, podbite oko. Zaliczyłam próbę samobójczą, przyszedł do szpitala z awanturą, że przynoszę wstyd w dzielnicy.
Przestałam się łudzić, że jest moim przyjacielem i kiedy nie pomagał mi znaleźć swego miejsca w życiu, zaczęłam studia, potem
DDA Autoportret 13