je przerwałam, pracowałam, potem podążyłam za powołaniem - zaczęłam malować, robić wystawy, odnosić sukcesy - co było powodem jego zazdrości. Ja też zresztą byłam zazdrosna - bardzo - o jego dziecko z pierwszego małżeństwa. Potrafiłam chodzić za nim i jego córką po ulicy, kiedy się spotykali. To powodowało taki dziwny ból, którego pragnęłam. On nie chciał mieć ze mną dzieci, a ja nie miałam nic do gadania. Na szczęście - myślę dzisiaj. Dlatego łatwo było mi podjąć decyzje o rozstaniu. Podejmowałam ją zresztą parę razy - bezskutecznie. Czułam się do niego przywiązana. Ale kiedy poczułam wiatr w żaglach (moja pasja, którą zaczęłam realizować), poczułam się Osobą, a nie dodatkiem do niego, i to otworzyło mi furtkę do świata. To nic, że w pożegnaniu towarzyszyła mi policja, którą wezwałam po ucieczce przed mężem, który mnie dusił na wieść o pozwie rozwodowym.
Ale ten świat za furtką był dość chaotyczny. Nie wiadomo, w którą stronę iść, jak się już odzyskało wolność. Skąd się bierze miłych ludzi? Jak rozpoznać tych, którzy człowiekowi sprzyjają? W moim domu rodzinnym ludzi nie było, był tylko alkohol i ojciec, wokół którego wszystko się kręciło. Nie miałam wprawy w poruszaniu się w relacjach. Ale wtedy o tym nie wiedziałam. Od razu z deszczu wpadłam pod rynnę - wprost w ramiona szefa firmy, w której znalazłam pracę. Sama praca okazała się dobrym wyborem, sposobem na zdobycie zawodu, który uprawiam do dziś. Myślę, że szukałam zawsze mężczyzn, od których byłam zależna w sensie zawodowym, ale którym mogłam - właśnie dzięki temu - pokazać, ile jestem warta i że zasługuję na ich zainteresowanie, uznanie - to te uczucia były dla mnie synonimem miłości. Za wszelką cenę musiałam na nie zasłużyć. Ponieważ byłam dobrym pracownikiem, trochę tej „miłości” się w życiu nachapałam. Zawsze jednak prowadziło to w końcu do ściany kończącej wszystko. Pierwszy szef miał rodzinę, którą na chwilę zostawił dla mnie, ale wrócił do niej, jak zaszłam w długo oczekiwana ciążę. To było już po trzech latach namiętnej szarpaniny: ja - rodzina — ja — rodzina. Po pierwszym „szefie” miałam jeszcze dwóch kolejnych: alkoholika i kolejnego żonatego. Nie zastanowiło mnie wtedy, czemu pakuję się w związki,
14 i. lóre nie mogą skończyć się niczym dobrym. Byłam siłaczką, która zmagała się z niesprzyjającymi okolicznościami i miała wszystko zwyciężyć - zdobyć „miłość”. Choć dawałam z siebie wszystko, nigdy mi się to nie udało.
Ostatni związek zakończył się dla mnie utratą stabilizacji życiowej, która trwa do dziś. W moim rodzinnym mieście osiągnęłam wszystko, co można było osiągnąć, doszłam do najwyższego szczebla drabiny zawodowej. Z prezesem firmy, w której spędziłam dwa lata, miałam dwuletni romans. Utonęłam w namiętności na amen - wydawało mi się, że spotkało nas coś wyjątkowego, że to, co przeżywamy razem, nie jest dostępne zwykłym śmiertelnikom. I )oskonale też nam się razem pracowało. Cierpiałam, bo oczywiście byłam tą trzecią, ale on nie pozwalał mi odejść, co brałam za przejaw uczucia. A jemu po prostu było na rękę mieć tuż przy sobie oddanego firmie doskonałego pracownika i fantastyczną kochankę. Dopiero kiedy jego żona wyrzuciła go z domu, on wyrzucił mnie ze swego życia i firmy. Okazało się w jednej chwili, kim dla niego jestem. Musiałam zacząć życie w innym mieście. Nie mogłam odnaleźć się w tej sytuacji - ani w nowych pracach, których nie potrafiłam utrzymać na dłużej, ani osobiście - zamknęłam się w bólu.
Byłam w takiej depresji, że znajomy namówił mnie na terapię. I wtedy okazało się, co jest prawdopodobną przyczyną moich problemów - po raz pierwszy usłyszałam o DDA. Wszystko idealnie pasowało - moje wybory, moje trudności, moja nienawiść do matki. Uczucie, które wreszcie nazwałam i mogłam mu się przyjrzeć bez poczucia strasznej winy. Odkryłam, że jestem kimś innym, niż myślałam. Odkryłam, że to, co było pasmem nieudanych, pechowych związków, złych okoliczności, było efektem moich własnych wyborów, było ścieżką, którą sama wybierałam, nie wiedząc o tym. To, co brałam za wyjątkowe uczucie, namiętność, było uzależnieniem od drugiej osoby. Ciężko mi było to przyjąć, walczyłam sama ze sobą, miałam wrażenie, że jest nas dwie - ta prawdziwa, „stara” ja i ta „nowa”. Bałam się tego nowego świata, na który musiałabym patrzeć zupełnie innymi oczami, musiałabym wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co za mną-ja, siłaczka! Co by to oznaczało?
DDA Autoportret _ 15