się odrzucenia, że nic z tym nie robiłam. Po kilku latach było między nami już tak źle, że sama chciałam odejść, ale jednocześnie nie wyobrażałam sobie rozstania. Żałowałam, że się poznaliśmy i marzyłam o tym, żeby zdobyć siłę na odejście. Jednocześnie myślałam, że to moja wina: przede wszystkim nie jestem dość atrakcyjna. Ponadto słaba, bojaźliwa, nie umiem się postawić, nie mam czym zaimponować takiemu komuś jak On.
Bardzo wcześnie zaczęłam być odpowiedzialna. Matka nigdy się o mnie nie martwiła i powierzała mi trudne, „dorosłe” zadania. Już jako dziecko sama chodziłam do przedszkola i sama wracałam. Do przedszkola miałam kilkaset metrów i nigdy nic mi się nie przydarzyło. A w przedszkolu, na leżakowaniu, myślałam o tym, jakim rodzajem jest drzewo! Skoro np. leżak to pan, kredka to pani, to czym jest okno albo drzewo? Jako pięciolatka też opiekowałam się siostrą niemowlakiem, i Z wiekiem, coraz bardziej odczuwałam swoją inność i coraz bafdziej mi to dokuczało. Ale też czasami myślałam o sobie, że jestem nadzwyczajna w jakiś sposób. Teraz z dumą patrzę na to co osiągnęłam - sama bez niczyjej pomocy: skończyłam studia, kupiłam mieszkanie, mam dobra pracę. Po takim dzieciństwie to dużo!
Wzrastanie w rodzinie alkoholowej daje dużo możliwości. Dziecko musi szybko dojrzeć i zadbać o siebie, bo inaczej zginęłoby. To powoduje szybki rozwój i dojrzałość. Ale coś za coś! Z żalem myślę, że jako dziecko miałam wielki poteńcjał, który utonął. Jednak z drugiej strony co lepsze: taki potencjał i brak dzieciństwa, czy brak potencjału i zdrowe dzieciństwo? Na zdjęciu klasowym z piątej klasy, widzę grupkę dzieci: jedne się uśmiechają, inne patrzą w obiektyw, jeszcze inne gdzieś się gapią. W rogu na górze stoi dziewczynka: smutna i wyraźnie przestraszona. Ani strojem, ani wyrazem twarzy nie pasuje do pozostałych.
Monika
Z~ e jestem dzieckiem alkoholika, wiedziałam od zawsze, czyli od czasów szkoły podstawowej. Powiedzmy, że miałam dziewięć lut, kiedy zrozumiałam, że w moim domu „bywa” źle, że mama cierpi, a tata pije. Wraz ze zrozumieniem przyszedł strach i chęć ukrycia swojej wiedzy przed rodzicami.
Byłam bardzo samotnym dzieckiem. Jedynaczka, rodzice w pracy, a ja sama w domu, w środku lasu. Najgorzej było, kiedy byłam sama, a na zewnątrz było ciemno. Zazwyczaj brałam wtedy do domu jakiegoś psa, chociaż było to zakazane.
Nauczyłam się przenosić w swój własny świat. Odgrywałam tam role księżniczek. Ładnych, kochanych, popularnych. W zwykłym świecie miałam wybrane grono znajomych, bardzo wąskie, ale bezpieczne. Nie pamiętam, żebym zawiodła się na którejś ze swoich przyjaciółek. Kolegów ani przyjaciół nie miałam. W obecności chłopców, sama dla siebie stawałam się niewidzialna. Nieżywa ze strachu. Unikałam ich. Zaczęłam odróżniać chłopców od dziewczynek mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zdałam sobie sprawę, że ojciec krzywdzi moją mamę. Dla mnie był dobry (tak wówczas myślałam}.
W zwykłym świecie byłam chodzącym ideałem. Świetnie się uczyłam, słuchałam rodziców, pomagałam w domu, wszystko wiedziałam najlepiej. Skąd dowiedziałam się, że istnieje pojęcie „DDA” - nie pamiętam dokładnie, ale podejrzewam, że z „Przyjaciółki”, ze strony z poradami psychologa. Zawsze zwracałam uwagę na problem, który może mnie dotyczyć. Diagnozowałam sama siebie. Myślałam że to ze mną jest „coś nie tak”. Płacz bez powodu, ogromny smutek, strach przed chłopcami albo irracjonalne napady złości.
DDA Autoportret 41