III
Po wojnie, raz chyba tylko, na ile dało się dociec, zajął się masywniej problematyką gdańską (wrócił do kraju - sierpień 1945). Jeśli już jeździł, to raczej po Małopolsce i ziemiach zachodnich. Zresztą miasto leżało w ruinie, upiornej zupełnie (widział je chłopiec, autor tych słów).
Poza tym Prus 7.y ós ki funkcjonował zasadniczo w dyplomacji - od Nowego Jorku (ONZ), Waszyngtonu po Hagę. Kiedy zaś brał się do pracy, to niejako przede wszystkim pisał opowiadania, misternie tkane fabuły, dalej przeważnie wielkiej urody. Następnie —bieżącą publicystykę, okazjonalną, dość liczną. Dzisiaj zupełnie martwą. Brał się do polemik, pewnie przymilnie i natarczywie zachęcany przez kolektyw wpływowych, nowych przyjaciół lub mieniących się przyjaciółmi. Do mistrzów sztuki jednak i wcześniej nie należał. Powiada się, że wielkie polemiki są „daniem podawanym na zimno”. Pruszyńskiego ponosił temperament. Ale i klimat nad Wisłą przecież coraz mniej się do polemik nadawał.
Ogłosił Gdańskie dziś widmo, gdzie z taktem, dość powściągliwie, przypomniał jednak i wyliczył po kolei swoje mementa pod adresem III Rzeszy, Gdańska, Gdańszczan z lipca 1939 („Odrodzenie”, nr 45, 10 XI 1946).
Artykuł, trochę podzwonne, trochę bilans tej ponurej ekskursji sprzed siedmiu lat, niewiele więcej właściwie wnosił. Pruszyński powiada wprawdzie raptem, że publicysta ma być „suflerem narodu”, lecz zagadnienia nie rozwija.
Zostawmy domysły, zwróćmy jedynie uwagę na fakt, być może symptomatyczny, a dość prozaiczny. W tekście - nawet słowa, że z Gdańskiem miał do czynienia już trochę wcześniej niż w 1939 r., że jakieś reportaże, od ręki, ciepłe zgoła publikowały w
Krakowie, Poznaniu, Warszawie równocześnie trzy prestiżowe konserwatywne dzienniki (dane na ten temat w literaturze specjalistycznej jeśli obecne, ułamkowe lub mylne). Wreszcie, choćby, że istniał utwór Sarajewo 1914, Szanghaj 1932, Gdańsk 193?.
Jeżeli nie amnezja, lapsus calami, specjalne jakieś racje autora, oportunizm — zostaje tylko cenzura?
Nie dowiemy się, która to z tych rewelacji wchodziłaby w rachubę.
Pruszyriski nie doczekał się jeszcze solidnej, peł-nokrwistej biografii. Ale żadna to w naszej bio-grafistyce współczesnej anomalia. Zapowiadało się wprawdzie całkiem obiecująco. Pisał wstępy do pism Kazimierz Wyka (1965), dokładny na ogół Janusz Kaszko (1990); jest studium, jakby całościowe, Zygmunta Ziątka (1972), o prozie fabularnej zaś, pracowite Jana Pacławskiego (1975), o polityce natomiast w twórczości Pruszyńskiego Gotfryda Pyki (1981).
Czyli pierwsze półwiecze po śmierci pisarza wcale nie okazało się pustkowiem. Chociaż niektóre z wzmiankowanych prac stanowią dzisiaj, mówiąc u-przejmie, jedynie pozycję bibliograficzną. A ocean : i rlyk ułó w w pismach? Tu wliczam beztroską działalność Kazimierza Koźnicwskiego, uparcie przerabiającego Pruszyńskiego na własne kopyto (ostatnio w: l'i .•(■korni;, Warszawa 2000). Ponadto dzienniki, wspomnienia, pamiętniki; cała bogata i rozmaita memuary-utyka. Lecz jak to zwykle memuarystyka: zawistna czy apologetyczna, mdła czy plotkarska, sensacyjna it,p. każda przecież, jak się tylko da, ładnie myląca osoby, miejsca, daty, sytuacje i coś tam jeszcze.
Ale serio: życiorys Pruszyńskiego, przynajmniej w Mierze zasadniczej faktografii, sądzę, nie stwarzałby problemów. Dałoby się też zapewne lepiej zbadać sekwencje słabo znane: pobyt Ksawerego w konsulacie IIP w Kijowie (jesień 1933), prace w ambasadzie w Moskwie i Kujbyszewie (jesień 1941 lato 1942) czy
11