on właśnie może działać, gdzie kompetencja łą-czy się z ważkim w obliczu pokoju momentem odpowiedzialności...
To wszystko.
Rozmowa z prezydentem Ziehmeni
Dr Ernst Ziehm, od dwóch lat prezydent Senatu (rządu), przyjął mnie ostatni. Trzykwudran-sową przeszło rozmowę trudno oddać dosłownie. Można jedynie ją streścić.
Prezydent Ziehm jest człowiekiem już po 60--tce. Dużo starszy od tamtych dwóch. Robi jednak wrażenie człowieka o dużym zapasie energii młodocianej.
Tłumaczył mi, przekonywał, dowodził, że w Gdańsku nic nie ma, nie ma znikąd szykan antypolskich. Nie przerywałem. Człowiek, który mi to mówił, mówił — trzeba to stwierdzić — z najzupełniejszą wiarą w swe słowa. Czułem to całkowicie. Już, już, a byłoby mi się udzieliło to przekonanie.
Ale wówczas stanęła mi w pamięci scena sprzed dwóch dni, z tego, co mi opowiadano wieczorem w gdańskiej, polskiej rodzinie. Nie. Prawdą było tamto.
Gdyśmy poczęli mówić o hitlerowcach, gdy znowu usłyszałem, że to nic groźnego, że błahostka, że na swych zebraniach sami uspokajają się nawzajem, że nie mają broni, że przecież w ogóle w Niemczech nie ma broni — wówczas zrozumiałem dr. Ziehm a.
Poświęcił długą chwilę wykazywaniu, że między Polską a Gdańskiem istnieje „wojna celna” gospodarcza (o tym jeszcze napiszę), która zniszczyła Gdańsk, a która trwa - wedle twierdzenia dra Zichma — od lat czterech. Mówił o polskim bojkocie. Zauważyłem znowu, że mówi z całą wiarą w swe słowa — ale zarazem, że widząc źdźbło w oku polskim, nie widzi belki w gdańskim.
Zegnaliśmy się niemal — jeśli w stosunku do tego starszego pana mogę użyć tego określenia — przyjaźnie. Parę ostatnich zdań o współpracy polsko-gdańskiej padło właśnie w próżnię. Ist es moglich — zdawały się mówić szare oczy prezydenta.
Wyszedłem pod tym nieprzepartym, ale nie chwilowym wrażeniem, że z mych trzech rozmówców był to najciekawszy, a prawdopodobnie i najwybitniejszy. Wrażenia moje odpowiadały temu, co mi w parę godzin później mówił jeden z polskich dziennikarzy.
— Ernst Ziehm — to prawy charakter, to nawet duża inteligencja - ale inteligencja rozwinięta pod wpływem bardzo uczuciowej psychiki. Są niejako komórki w tym mózgu, które zamarły. Są takie, które przerosły siebie. Są rzeczy, które ten człowiek ogląda przez szkło powiększające, są i takie, które ogląda przez okulary z czarnego pluszu. Dr Sahm był inny.
— A jakiż był dr Sahm?
— Zupełnie inny. Jako charakter bardzo wiele ustępujący staremu Ziehmowi. Jako umysł przewyższający go o wiele. Obaj są Niemcami i nacjonalistami, ale Ziehm jest hardziej urzędnikiem, gdy dzisiejszy nadburmistrz Berlina miał szerszy, rozleglejszy umysł. Umysł kupca, umysł han-zeaty.
Nie mam wrażenia, by się wiele mylił. Być może
5 — Sarajewo... G5